+4
pestycyda 26 listopada 2015 23:39
Image

Image

Nie chcę być niesprawiedliwa wobec tego kraju. W Czarnogórze nie spędziliśmy nawet całej doby i to bardzo nie w porządku, żeby wyrabiać sobie zdanie po pobycie tylko w jednym miejscu. Z resztą - podczas drogi do granicy, co rusz były piękne miejsca. Niestety, mieliśmy naprawdę mało czasu i Czarnogóra musi trochę poczekać na tanie bilety lotnicze, żebyśmy mogli ją w pełni docenić (razem z bałkańskimi stolicami. Nie wiem, skąd na to wezmę czas :D. Po prostu, umówmy się tak, że w ogóle nie będziecie zwracać uwagi na moją, może niezbyt przychylną w swojej wymowie, wypowiedź. Dobrze? :)

Image
I już Bośnia i Herzegowina.

C.D.N.Bośnia i Herzegowina. Tu poczuliśmy się ponownie trochę pewniej. Przecież o tym kraju wiedzieliśmy "wszystko" - znowu wróciliśmy pod opiekuńcze skrzydła przewodnika :)

Image

Przez granicę przejechaliśmy bez najmniejszych problemów. Szybki postój na kawie - 3 marki (euro to 2 marki) i ruszamy dalej. W sieci bardzo często można znaleźć ostrzeżenia, żeby w Bośni i Herzegowinie nie zjeżdżać z głównych dróg, nie schodzić z oznaczonych szlaków. Podobno całkiem często można się jeszcze natknąć na pozostałości po ostatnich działaniach wojennych - miny i niewypały (szczerze mówiąc trochę zmroził mnie fakt, że, wg. danych szacunkowych, nie odkryto jeszcze ich kilkaset tysięcy :/ Podobno też, bardzo częstym widokiem są tabliczki ostrzegawcze. My nie widzieliśmy ani jednej - nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

Image
Ostrzeżenia ostrzeżeniami, ale ten skrót bardzo kusił :) Poza tym, właściwie można go nazwać "wytyczonym szlakiem" :) Ale bardzo się pilnowaliśmy ("co robisz? Co robisz?!!!!!Jedź prosto!!!" - ja. Głucha cisza, przerywana czasem znaczącym westchnieniem - Marcin), żeby przypadkiem nie zjechać ani milimetr poza wydeptany trakt :D (swoją drogą, ma cierpliwość chłopak :D

Image
Niestety, Bośni nie ominęły też pożary lasów, wywołane temperaturą. Przez całkiem spory kawałek drogi jechaliśmy w dymie i powiem Wam, że nie jest to przyjemne uczucie - jedziesz, widząc i właściwie czując ogień. W pewnym momencie byłam przekonana, że będziemy musieli zawrócić, jednak, ponieważ inne auta wjeżdżały prosto pomiędzy, no "ściany ognia" to nie były, ale mocno tlące i dymiące się połacie drzew, zrobiliśmy tak i my. Nieprzyjemne, niemiłe doznanie.

Pierwszym przystankiem miało być Medjugorie. Trochę zepsuł nam humor odczytany w przewodniku opis : "wioska z sanktuarium powoli przekształca się w ośrodek turystyczny". Tym razem przewodnik tez się mylił :D Zupełnie nietrafione okazało się określenie "powoli" :D :D

Image
Do Medjugorie bardzo łatwo trafić. Wystarczy od pewnego momentu jechać za autokarami turystycznymi:/ Tylko trochę długo się tam trafia, niestety :/ :D

Image
Kościół św. Jakuba - centrum Medjugorie. Pielgrzymi i turyści z całego świata. Można tam było usłyszeć chyba wszystkie języki.

Image
Nie zabrakło i naszego akcentu :)

Image
Upał straszliwy. Każdy szukał chociaż skrawka cienia. Największą popularnością cieszyła się droga krzyżowa :/

Trochę czasu zajęło nam odnalezienie wzgórza objawień. Wg. przewodnika idzie się do niego wąską ścieżką wzdłuż której poustawiane są małe krzyże i polowe ołtarzyki. I to nas trochę zmyliło :/ Niestety, teraz wzdłuż ścieżki ustawione są stragany z pamiątkami, jedzeniem i właściwie wszystkim, co podpowie wyobraźnia.

Image
Wzgórze objawień. Dużo spokojniej i o wieeeele mniej ludzi, niż w centrum.

Cóż mogę powiedzieć? Chyba faktycznie to teraz olbrzymi ośrodek turystyczny, no i ogromny biznes. Trochę mnie zaskoczyło, gdy na tablicy informacyjnej pod kościołem wielkimi literami było zaznaczone miejsce sklepu z dewocjonaliami :/ Tzn. było ich tam mnóstwo, ale ten widocznie był wyjątkowy :) I faktycznie był wyjątkowy :D Począwszy od rozpylonego w nim zapachu róż (przypominam - podobno objawieniom często towarzyszy różany zapach), poprzez asortyment. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie lub dla swoich bliskich :D Masz standardowych rodziców - proszę bardzo : różańce, książeczki, obrazki, figurki (uwzględniono też zasobność portfela, Jeśli nie stać cię na drogą, to przejrzyj wybór malutkich, dużo tańszych) - bardzo ładne z resztą. Córka trochę zbuntowana? To może pierścionek albo bransoletka z Matką Boską? A może spodoba się jej tatuaż samoprzylepny z Matką Boską? Naklejka na rower? Mamy wszystko. Mąż wieczorem lubi się napić? - proszę bardzo, oto gustowna piersióweczka. Z Matką Boską oczywiście. A jak zostało ci bardzo mało pieniędzy i nie masz pomysłu na prezenty dla sąsiadów, to takie śliczny drobiazg na pewno będzie na miejscu :
Image
Bo przecież z Medjugorie nikt nie może wyjechać z pustymi rękami:/ Smutne i straszne.

Image
To nie jest to, o czym myślicie. I o czym myślałam ja, gdy przebierając nogami dobiegłam z naiwną radością, że wreszcie znalazłam łazienkę :/ :D To konfesjonały. W każdym można wyspowiadać się w innym języku, a na wielkim wyświetlaczu migoczą "numerki" kolejki.

Image
Jedziemy dalej. Nocleg zaplanowaliśmy w Mostarze. Na booking.com udało nam się znaleźć pokój w akademiku dosyć blisko centrum (15 euro za pokój).

Image
Piąte co do wielkości miasto w kraju, most w Mostarze jest chyba wizytówką Bośni i Herzegowiny, ale ulice cały czas przypominają o tragicznej przeszłości.

Image
Zostawiliśmy tylko rzeczy w pokoju i pędem ruszyliśmy w stronę Starego Miasta, bo podobno najpiękniej wygląda właśnie wieczorem.

Image
To prawda. Mostar nocą ma niesamowity klimat. Pomimo tłumu turystów, ma w sobie jakąś pierwotną magię. Malutkie uliczki, kamienny bruk oświetlony światłem sodowym, sklepiki - to wszystko razem wygląda, jakby człowiek przeniósł się na plan filmowy.

Image

Image

Można chodzić uliczkami i po prostu napawać się atmosferą. Z zaułków dobiegają fragmenty koncertów na żywo, ślizgasz się trochę na kamieniach i wdychasz specyficzny zapach powietrza...Czysta magia.

Image

W sklepikach można kupić bardzo specyficzne pamiątki - długopisy zrobione z łusek po nabojach (małe - 4 marki, większe - 5). No i chyba nie byłabym sobą, gdybym nie mogła Was poinformować o cenach mojego ulubionego napoju :D Duże - 3,5 marek :D

Image
I najbardziej znany most...

W dzień Mostar trochę traci swoją magię. Dalej jest pięknym miastem z tragiczną historią, ale jednak podziwianie go w nocy nie ma sobie równych. W dzień robi się dużo bardziej "turystycznie". Widać to zwłaszcza podczas szukania parkingu w centrum :/ po około pół godziny jeżdżenia tam i z powrotem, jakiś litościwy pan stojący na ulicy zaczął nas kierować na parking. Prywatny, jak się później okazało. Ale trochę przesadził (nawet według mnie, co jest dobitnym dowodem na przegięcie :D, gdy po zaparkowaniu przedstawił cenę. 10 euro :/ :D (myślę, że gdyby zszedł o połowę, to więcej osób by mu zostało, bo tak, to co drugi samochód wyjeżdżał zaraz z tego miejsca :D W końcu zaparkowaliśmy na osiedlu mieszkalnym. Nielegalnie i za darmo :)

Image
To, niestety, bardzo częsty widok.


Image
Nie no, w dzień dalej jest BARDZO pięknym miastem :)

Image

Image
Latem miejscowi zarabiają pieniądze skacząc z mostu bez zabezpieczenia. Nie jest to ani łatwy, ani bezpieczny sport. Na skok decydują się dopiero po zebraniu odpowiedniej kwoty od turystów. Niestety, zjawiliśmy się za późno i zdążyliśmy uwiecznić tylko radość po skoku.

Image
Będąc w Mostarze warto trochę zboczyć z utartego szlaku głównych ulic Starego Miasta. Mostar kryje mnóstwo niespodzianek i pięknych miejsc w zaułkach i na poboczach.

Image
Niesamowity kontrast. Piękna stara część Mostaru i bloki poznaczone śladami po kulach...

Niestety, trzeba było jechać dalej. Coraz mniej czasu, a tyle jeszcze do zobaczenia. Ruszyliśmy więc w stronę Blagaj, miasteczka, w którym znajduje się klasztor derwiszów.
Image

C.D.N.Od momentu w którym zobaczyliśmy jego zdjęcie w przewodniku, koniecznie chcieliśmy zobaczyć klasztor derwiszów. Blagaj znajduje się tylko 7 km od Mostaru, więc żal było nie skorzystać.
I tu po raz kolejny moje oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością (ale to raczej wina wygórowanych, nierealnych oczekiwań i bujnej wyobraźni. Rzeczywistość spisała się, no, tak, jak na nią przystało :D
Oczekiwałam miejsca mistycznego, pustego i cichego, w którym co jakiś czas będzie przemykał tajemniczy derwisz :/ (no wiem, afektowane trochę. Muszę zmienić literaturę :D (choć z drugiej strony, zdjęcie w przewodniku trochę to sugerowało. Autorzy złośliwie usunęli z kadru wszystkich turystów :D A otrzymałam doskonale zorganizowany ośrodek turystyczny. Parking (2 marki od osoby), krótki spacer przez alejkę handlową (pamiątki wszelkiego rodzaju...) i już jesteśmy.

Image

Trzeba jednak przyznać, że miejsce przepiękne. Nic więc dziwnego, że cieszy się olbrzymim powodzeniem turystów. Klasztor stoi bezpośrednio pod górą, z której wypływa rzeka Buna. Woda jest tak czysta, że nie wolno w niej nawet moczyć rąk (tak przynajmniej nam powiedziano w informacji).

Image

Wstęp do klasztoru - 2 marki od osoby. Obowiązuje stosowny strój - długa spódnica i zasłonięte włosy u kobiet. Przed wejściem czekają miłe panie, które wypożyczają zwiedzającym stroje i pomagają je odpowiednio zawiązać. Jeszcze tylko szybkie przejście przez sklepik (oczywiście z pamiątkami) i można zwiedzać.

Image
Trochę surowe wnętrze robi wrażenie. Budynek służył zarówno celom mieszkalnym, jak i modlitewnym, a na piętrze znajdują się dwa muzułmańskie grobowce.

Image
Po drugiej stronie rzeki można skorzystać z innej atrakcji. Wzdłuż widocznej liny, na pontonie wpływa się do wnętrza góry. Niestety, nie wiem, jaki jest koszt takiej zabawy, bo zrezygnowaliśmy z tego bardzo prędko (podejrzeliśmy, że lina i wycieczka kończy się zaraz za skrajem jaskini :D

Image
Ale trochę zachęcająco wygląda. Jednak, skoro to wycieczka "Do źródła Buny", to to źródło chyba wypływa zaraz, bo cała atrakcja trwa 5 min :D

Image
Po zastanowieniu się stwierdzam możliwość, że autorzy zdjęcia, które nas tak zainspirowało, niekoniecznie musieli usuwać turystów w jakimś programie do obróbki. Tu też za bardzo nie widać, że "były ich tysiące" :D

Image
A to grota, która znajduje się bezpośrednio nad klasztorem (można sprawdzić na wcześniejszym zdjęciu). Bardzo nas zaciekawiła. Zwłaszcza schodki wykute w miejscu, gdzie kończy się drabina. Do tej pory się zastanawiam, jakie może być jej przeznaczenie.

Czas niestety goni jak szalony, więc jedziemy dalej. Teraz będzie odcinek pt. "Drogi w Bośni i Herzegowinie" - czuję się zobowiązana, żeby ta relacja miała choć trochę praktycznego przełożenia dla kolejnych podróżujących. Niestety, jestem totalnym laikiem samochodowym, a Marcin jakoś się nie kwapi, żeby napisać parę spostrzeżeń (choć cały czas go męczę, przysięgam :D, więc mogę to zrobić na razie tylko w taki sposób :D

Uwaga. Porady praktyczne. Drogi w Bośni i Herzegowinie są takie :
Image

Image
Takie też są :D

Image

Image

Podsumowując - dużo zakrętów, dużo skał, często zabezpieczonych ochronnymi siatkami, tunele i przepiękne widoki :D A tak na poważnie - na głównych drogach podłoże jest bardzo dobre, sami widzicie.

Image
Dużo nowych dróg biegnie wzdłuż starych. Niesamowite wrażenie robią nieużywane już tunele "poziom wyżej".

Image
Widoki naprawdę są niesamowite. Praktycznie całą drogę spędziłam z nosem przy szybie. I opłaciło się! Ku mojej olbrzymiej radości, na zboczu góry wypatrzyłam kozicę! Szybka akcja - zwalniamy auto, rzucam się po aparat i oto jest! Pamiątka na całe życie! :D

Image
Nie muszę chyba nadmieniać, że humor mi się zdecydowanie pogorszył? :/ :D

Jechaliśmy w stronę Sarajewa. Jednak było jeszcze dosyć wcześnie, a my cały czas cierpieliśmy na niedosyt "przygód" i "małoturystycznych" atrakcji. Przewodnik poinformował nas o wiosce Lukomir ("1500 m n.p.m., najbardziej odosobniona wioska w kraju, opasana nietkniętą przyrodą, która dzięki trudnemu dostępowi zachowała swój oryginalny wygląd"). Tak, poczuliśmy, że to jest to. Dodatkowo cyt. "kobiety wciąż noszą tu ręcznie dziane kostiumy", a w zupełną euforię wprawił nas fakt cyt. "wycieczka na własną rękę może być wyzwaniem" i "drogi nie są w najlepszym stanie" :D (obawiam się, że my poważnie mamy nie po kolei w głowach :D.

Ustaliliśmy, że przynajmniej spróbujemy dojechać. Jak coś, to się wrócimy - czasu mieliśmy pod dostatkiem, a znając nas, gdybyśmy chociaż nie spróbowali, wieczorem mielibyśmy ogromne wyrzuty sumienia.
Trzeba było więc odbić z głównej drogi na Konjic. Według drogowskazu do Lukomiru było 28 km. Początkowo trasa nie była najgorsza.
Image

Pocieszał nas tez fakt, że widzieliśmy tam parę samochodów, a nawet dłuższą chwilę jechaliśmy za autobusem.

Image
Autobus dojeżdżał mniej więcej do tego miejsca. Tu miał "pętlę" (cudzysłów z wiadomych przyczyn :D ) i zawracał ponownie do głównej drogi.

Nie dziwię się mu, bo potem było jakby trochę gorzej :D
Image

Image

Ale jedziemy. Wprawdzie "asfalt" się skończył (kończy się po ok. 10 km.), natomiast do Lukomiru zostało nam tylko 18 km.
Image
Tu się załamaliśmy. Marcin zatrzymał auto i stwierdził "zastanówmy się chwilę, czy warto dalej jechać". Hmm, doskonale nas znam i wiedziałam co będzie dalej :D Nie chciałam mu jednak przerywać chwili zadumy tekstem "Oj, no po co tracić czas, przecież i tak wiadomo, co zrobimy" :D Po paru minutach okazało się więc, że ta górka jednak nie była taka trudna do pokonania :D

Image

Image
"Nigdy nie mów nigdy". Nas to też jednak dopadło - pierwsza mijanka na "złożonych lusterkach".

Image
No cóż, droga jak droga:/ Tempo mieliśmy zabójcze. Gdybym się tak nie bała schodzić z "wytyczonego szlaku" (miny), to chyba szybciej doszłabym na piechotę :D

I nagle wyjechaliśmy z drzew i wjechaliśmy na szczyt....Raj....

Dodaj Komentarz

Komentarze (32)

otakesan 27 listopada 2015 08:18 Odpowiedz
Fajna relacja "z jajem" ;-) . Czekam na kolejne czesci.Wysłane z mojego X2_Twin przy użyciu Tapatalka
correos 27 listopada 2015 08:28 Odpowiedz
:) pozdrawiam samochodowego "guźca"moj ulubiony wariant podrozowaniaz uwaga bede sledzil relacje
marcino123 27 listopada 2015 08:33 Odpowiedz
@pestycyda wierni fani tęsknili :)
popcarol 27 listopada 2015 14:52 Odpowiedz
Czekam na CD, super historia napisana "z jajem" :)
dmirstek 27 listopada 2015 15:09 Odpowiedz
Ohoho, @pestycyda - zapinam pasy i podróżuję z Wami w fotelu widza :)
vivere 27 listopada 2015 16:16 Odpowiedz
Dołączam do grona czekających na c.d. :)I kolejny raz chylę czoło przed lekkością pióra /czy tam klawiatury/ ;)
popcarol 30 listopada 2015 13:37 Odpowiedz
Superowo:) Może ten były właściciel apartamentu zapomniał go usunąć z booking.com???kiedy CD? Czekam na Albanię najbardziej ;) :)
yogibabu 30 listopada 2015 13:38 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja. Miło się czyta i czekam na więcej. Mnie podobny trip czeka w sierpniu 2016...
krystoferson112 30 listopada 2015 20:33 Odpowiedz
Napiszę krótko szacun za relację z serbskiej części. Byłem w tym roku w Serbii głównie Belgrad i Zrenjanin ale to co czytałem i obejrzałem na zdjęciach sprawia, że Serbia do powtórki. Takich Bałkanów szukałem. Świetnie, szkoda, że wyjeżdżacie już z Serbii do tego pseudopaństwa. ;)
vivere 30 listopada 2015 21:21 Odpowiedz
Kopalnie są super tylko mają jedną wadę - nijak się nie da pokazać tego na zdjęciach :(A Serbię wpisuję do "must see".
anulkax7 2 grudnia 2015 20:23 Odpowiedz
Pestycydo, jak zwykle wciągająca relacja! Czekam na dalszy ciąg :))
kamo375 17 grudnia 2015 22:13 Odpowiedz
Świetna relacja :)
maxima0909 18 grudnia 2015 13:49 Odpowiedz
pestycyda napisał:Kojarzycie scenę, która przewija się przez większość westernów? Obcy wchodzi do saloonu, czas jakby zwalnia, robi się cisza, a miejscowi twardziele powoli odwracają głowy w jego kierunku ze spojrzeniami niekoniecznie życzliwymi. No właśnie :D Więc tak to wyglądało :D umarłam :lol: relacja jest boska, uwielbiam styl w jakim piszesz :) we wrześniu planujemy zrobić Serbię, Albanię i Czarnogórę - mamy już wstępnie nakreślona pętle i punkty must see, choć pewne z nich a pokrywające się z waszą wyprawą miejsca uległy już wstępnej weryfikacji, także dzięki wielkie za pomoc :) Czy mogłabyś stworzyć mapkę jak wyglądała dokładnie Wasza trasa?
kaviorwiki 18 grudnia 2015 14:18 Odpowiedz
Szczerze zazdroszczę ...
bozenak 18 grudnia 2015 20:45 Odpowiedz
Pisz dziewczyno bo się doczekać nie mogę co dalej :D ;) . Dla Ciebie zarejestrowałąm się na f4f żeby móc Cię ponaglać 8-)
igore 19 grudnia 2015 19:53 Odpowiedz
Super relacja. Dwa lata temu "doświadczyłem" podobnej trasy przez Bałkany,ale po Twojej relacji uświadomiłem sobie,że trzeba będzie tam wrócić :) Szczególnie do Albanii.
klapio 19 grudnia 2015 21:14 Odpowiedz
Piękne miejsce te "Góry Przeklęte". No i fajny opis tej wieczornej biesiady, szkoda że zabrakło z niej zdjęć :-) Klimat takich miejsc trochę przypomina mi Gruzję, chyba można postawić tezę że im społeczeństwo danego kraju uboższe tym bardziej gościnne i otwarte na obcych :-)Jedynie nie do końca potrafię zgodzić się z tym zdaniem:pestycyda napisał:Tymczasem, ponieważ sam temat krwawej zemsty jest bardzo medialny, mówi się tylko o nim, zamiennie używając określenia "Kanun", w zupełnym oderwaniu od całości. Nie mówię, że popieram ten zwyczaj, bo nie, natomiast uważam, że można się o tym wypowiadać dopiero po pełnym zapoznaniu z całością, po przeanalizowaniu powodów i zrozumieniu warunków życia górali albańskich. Natomiast drażni mnie przedstawianie tematu bardzo płytko, tylko jako "sensację" i "barbarzyństwo".A sama przecież wcześniej zauważasz:pestycyda napisał:Czasem udaje się wynegocjować bezpieczne wychodzenie do szkoły dla dziecka.Dla mnie osobiście jest sensacją że w XXI wieku w bądź co bądź cywilizowanym europejskim kraju (od 2009 członek NATO) istnieją jeszcze takie zwyczaje wśród ludzi. I właśnie barbarzyństwem jest zabieranie dzieciom prawa do nauki i przerzucanie na nie odpowiedzialności za czyny krewnych, niezależnie od tego z jakich powodów członek rodziny popełnił daną zbrodnię. Taki sposób postrzegania i egzekwowania prawa kojarzy mi się z najgorszymi i najokrutniejszymi systemami prawnymi - takimi jak ZSRR z okresu stalinizmu.Czekam na dalsze części relacji :-P
pestycyda 20 grudnia 2015 02:12 Odpowiedz
@klapio, masz rację, dla mnie to też zupełnie nie jest ok. Drażni mnie jedynie fakt, że o prawie Kanun ludzie wypowiadają się wyłącznie w kontekście krwawej zemsty i tylko z nią utożsamiają te prawa. A tymczasem cały kodeks obejmuje wiele innych rzeczy, które są dużo bardziej "ludzkie" - m. in. prawo gościnności (a właściwie obowiązek). Dużo też tam jest powiedziane o honorze i o obowiązku wobec rodziny (a raczej powinności). Owszem, sam temat "zemsty" jest totalnie nie do zaakceptowania, tylko chciałabym, żeby osoby dyskutujące o tym, miały świadomość szerszego kontekstu - skąd to się wzięło i dlaczego. Media bardzo często wypaczają sens, szukając "taniej sensacji". A tymczasem, jest to dramat. Piętno czasów, kultury, warunków życia...Co do zdjęć z biesiady...Sam wiesz na pewno najlepiej, że w niektórych warunkach zupełnie nie ma głowy i warunków do fotografowania. Zepsułyby klimat i "prawdziwość" momentu...Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)
beata65 20 grudnia 2015 23:25 Odpowiedz
Co wieczór czekam na dalszą relację a dziś nic.... Herbata przy kompie, miała być miła godzinka na czytanie i planowanie własnego wyjazdu... Pestycydo, litości, nie każ mi dłużej czekać! Mam nadzieję, że zobaczę te wszystkie miejsca w realu. Dziękuję za umilenie mi grudniowych wieczorów 8-)
86184 28 grudnia 2015 18:46 Odpowiedz
Co to dużo gadać/ pisać - znowu zaserwowałaś nam świetną relację. Brawo! 7*PS Ta maska na twarz (batulla/ batoola) może nam się nie najlepiej kojarzyć, ale w państwach Zatoki jest to symbol wzbudzający szacunek i kojarzący się z osiągnięciem przez kobietę poważanej pozycji (najczęściej żony, ale nie tylko) w (bardzo) tradycyjnych rodzinach. Jak kiedyś czepiec w Polsce. A przy bliskowschodnim słońcu i piasku niesionym z wiatrem każdy centymetr kwadratowy osłoniętej skóry to plus. Wieść gminna niesie, że współczesne modele są leciutkie i mają czasem wyściółkę. I nosi je w dzisiejszych czasach już coraz mniej kobiet. ;-)
pestycyda 28 grudnia 2015 19:16 Odpowiedz
Dziękuję, @Kara, nie wiedziałam. Trochę mnie pocieszyłaś, zwłaszcza tą wyściółką. Jednak, mimo wszystko, to wyglądało dla mnie przerażająco:(
olajaw 28 grudnia 2015 19:36 Odpowiedz
@pestycyda dzięki za pokazanie całkiem sporego kawałka Europy :D i to naprawdę ładnego, wiedziałam, że Bałkany są ładne, ale nie, że aż tak (wstyd przyznać pewnie :P )ps. gdzie kolejna wyprawa? ależ jestem ciekawa :D
igore 29 grudnia 2015 00:01 Odpowiedz
@pestycyda "Szacun" za obszerność relacji i czas poświęcony na jej pisanie. Nad pakowaniem się musicie jeszcze trochę popracować [SMILING FACE WITH SMILING EYES] My w czwórkę na dwutygodniowy wyjazd w ten sam rejon, mieliśmy mniej bagaży. Bałkany są super [SMILING FACE WITH SMILING EYES]
pestycyda 29 grudnia 2015 12:20 Odpowiedz
@olajaw, skuś się i pojedź - nie będziesz żałować:) Co do wyjazdów, to właśnie Ty narobiłaś mi ogromnej ochoty na wulkany w Indonezji, zakochałam się. Niestety, to trochę później, bo bilety czekają od maja i za 18 dni będę w Etiopii! Strasznie się cieszę :) (przewodnik kupiony, autor sprawdzony na sto tysięcy sposobów i bardzo mi odpowiada :D@igore, na ogół jakoś lepiej mi idzie pakowanie :D Tu uległam wizji olbrzymiego bagażnika "tylko dla mnie" :D Ponad połowa tych rzeczy zupełnie nie była potrzebna.
metia 29 grudnia 2015 12:40 Odpowiedz
Bardzo lubię Twoje relacje, bo są takie prawdziwe. Żadnych wystudiowanych zdjęć, dużo pisania o jedzeniu i piciu (lubię to!) i jeszcze więcej kontaktu z lokalesami. I do tego ten pełny bagażnik - gdybym miała jechać gdziekolwiek autem, to tak by to właśnie wyglądało. Dlatego wolę jednak samolotem :lol:
olajaw 29 grudnia 2015 20:42 Odpowiedz
@pestycyda to mnie zaskoczyłaś tą Etiopią :D coś czuję, że "będzie się działo" :D to może być relacja roku :D :D Indonezję polecam baardzo, jest świetna! I cieszę się, że i ja kogoś zainspirowałam :)
gallileo 20 sierpnia 2017 14:50 Odpowiedz
Witam,we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?
aluis 20 października 2017 08:49 Odpowiedz
Czy tylko ja nie widzę już żadnych zdjęć? :(
cccc 20 października 2017 09:34 Odpowiedz
gallileo napisał:we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?fly4free forum 8-)
pestycyda 20 października 2017 09:54 Odpowiedz
@aluis, niestety, to jest efekt współpracy (tfu, jakiej współpracy! Toż to orka na ugorze była! :D z photobucket. Powoli wgrywam zdjęcia do relacji jeszcze raz, ale naprawdę powoli :)@cccc, albo bierzemy zwykły przewodnik i robimy wszystko na odwrót :D to, co polecane omijamy, a jeździmy w miejsca, które w przewodniku są opisane jednym zdaniem w stylu : "nic tam nie ma", "mała wioseczka" itp, itd. A najlepiej, gdy przewodnik ich w ogóle nie wymienia :D
cccc 14 grudnia 2017 20:20 Odpowiedz
@pestycyda masz racje, ja od dluzszego czasu przestalem kupowac przewodniki. :) A czy moglbys uaktualnic zdjecia w relacji, gdyz u mnie nie pokazuje?
jar188 14 grudnia 2017 21:08 Odpowiedz
A ja kupuję cały czas przewodniki.Uwielbiam zbierać książkowe przewodniki :) taki rodzaj pamiątki z wyprawy :) Jak z wszystkiego i z tego trzeba umieć korzystać tak samo jak z forum f4f, jest tu sporo przydatnej wiedzy ale i nie mało subiektywnych opinii albo i wręcz złych opisów miejsc czy atrakcji.Wszytko trzeba się nauczyć selekcjonować pod siebie i swój gust.