+4
pestycyda 26 listopada 2015 23:39
Image

W przewodniku było napisane, że cyt. "koniecznie trzeba zjechać do gorących źródeł za małą wioską Benja". A ponieważ przewodnik zdążył już zostać naszą główną i jedyną wyrocznią, postanowiliśmy tak zrobić.

Image

C.D.N.Zjazd do Benja nie jest zbyt dobrze oznaczony. No i droga, hmmm, taka sobie to mało powiedziane - kamienie, pył. Na szczęście to tylko krótki odcinek od "głównej" drogi (to też eufemizm :D i można się cieszyć takimi widokami :

Image

Przy kamiennym tureckim moście usytuowane są dwa niewielki kąpieliska - jedno okrągłe, o głębokości ok 1,5 m, drugie takie bardziej rekreacyjne (w stylu : a teraz będę leżeć i nic nie robić oprócz napawania się :D (tzn., żeby była jasność - w pierwszym też za bardzo pływać się nie da, czyli coś wybitnie dla mnie :D Miejsce naprawdę rewelacyjne. Do kąpielisk dochodzi się dróżką, przy której znajdują się dwa, może trzy małe bary.

Image
Popatrzcie sami - no przecież rewelacja!
Woda bardzo ciepła, a samo miejsce chyba na szczęście jeszcze niezbyt odkryte przez turystów. Natomiast widać było, że to ulubione miejsce wypoczynku miejscowych - było ich tam trochę, jednak nie przesadna ilość.

Image

Image

Tak, tu postanowiliśmy zostać na noc (w myślach już układając list pochwalno-dziękczynny do autorów przewodnika :D Niestety, na miejscu były może trzy pokoje do wynajęcia (nad barami) i wszystkie zajęte. Nic dziwnego - zaczynał się weekend. Na szczęście, w szale pakowania (wreszcie możemy zabrać co chcemy i ile chcemy! Wszystko się zmieści! :D, do auta wepchnęliśmy też namiot. I ogromny dmuchany materac. I, wstyd się przyznać, nawet pompkę :D Od pana z baru dowiedzieliśmy się, że możemy rozbić namiot, gdziekolwiek zechcemy. I nie trzeba w ogóle za to płacić :) Cudowna informacja! Ale najpierw postanowiliśmy trochę się pokąpać i zwiedzić okolicę.

Image

Za mostem ciągnął się wąwóz z mnóstwem jaskiń. Do niektórych dało się zajrzeć, niektóre miały wejścia zamknięte kratami (dziwne...).

Image
Krata tej zamknięta była na kłódkę. Wygląda, jakby ktoś w niej mieszkał. Chyba, że to swoisty "domek letniskowy".

Image
Kolejna. Podstawka pod bombę?

Image

Image

Miejsce piękne, kąpiel świetna, ale nagle zauważyliśmy, że nasze kąpielisko jakoś szybko pustoszeje. Ludzie wychodzili z niego dość energicznie, nie był to wprawdzie pośpiech w stylu "gubię klapki", ale jednak. Po chwili do nas dotarło - no tak, piątek :/ Przyjechała świętować koniec tygodnia złota, albańska młodzież. Nie, żeby byli agresywni. Po prostu dosyć głośni i ...hm...rozbawieni... (dziwne. Przecież to, co pociągali z plastikowej butelki, wyglądało jak woda :D

Image
Tak więc, dosyć szybko zyskali prywatny basen :D

Cóż było robić - zawsze w podróży rób to, co miejscowi, więc ufając im, i my pognaliśmy do baru :D Miejsce, które wybraliśmy na rozłożenie namiotu znajdowało się na niby-parkingu (tzn. tam po prostu parkowali ci, co przyjechali do gorących źródeł. A pech chciał, że młodzi wielbiciele wody pod różną postacią, również przyjechali dużą, zdezelowaną furgonetką). Za bardzo nie było innego miejsca do rozbicia się, natomiast ostatnią rzeczą, jaką chcieliśmy, byłoby, żeby chłopcy wracając do domu, potknęli się o nasz namiot. Więc sprytnie sobie wymyśliliśmy, że ich po prostu przeczekamy :D W barze :D Pojadą, rozkładamy się i wszystko będzie OK.
Czekanie w barze powinno być dla nas równie niedostępne, jak apartamenty :/ :D Tyle w temacie :D Rachunek - 1250 lek, a napomknę tylko, że za wiele to nie zjedliśmy :D
Jedynym plusem było to, że w barze poznaliśmy rodzinę Francuzów, którzy przyjechali tu camperem. I również postanowili sytuację przeczekać w barze :D Po trzech godzinach takiego czekania, zdecydowaliśmy, że wspólnie zrobimy jednak obozowisko - camper jakoś osłoni namiot, a w razie czego będziemy blisko siebie.
I to była bardzo dobra decyzja. Furgonetka odjechała po 24.00 (słyszałam ją zawinięta już w śpiwór), bez żadnych ekscesów po drodze. Odetchnęliśmy z ulgą, że wreszcie różne okrzyki nie będą utrudniać zaśnięcia, jednak okazało się, że to dopiero początek...:/ Otóż, wychodzi na to, że w Albanii młodzież bawi się do 24.00. Potem przyjeżdżają stare wygi, a oni balują do rana...:/ (i jednak choćby człowiek w barze czekał nawet i pięć godzin, to przy strzałach z broni raczej nie zaśnie :/ ).

Image
Mieszkańcy campera chyba mieli podobne zdanie, bo gdy rankiem wyszliśmy z namiotu, to już ich nie było :D

Image
Taką poranną toaletę to ja rozumiem :) Rankiem - nikogo, puściutko, cudnie...

Image
Zaraz za tym barem stał nasz namiot.

I znowu trzeba było się zapakować do auta i dalej w drogę.

Image

Image

Image
Widoki przepiękne. Jednak humor lekko nam zepsuło pewne spostrzeżenie :D Przeglądałam nasz przewodnik i nagle zauważyłam coś, co sprawiło, że zamarłam :D Wahałam się wprawdzie, czy podzielić się tą wiedzą z Marcinem, no ale "szczerość przede wszystkim" :D Odbyliśmy więc taki oto dialog, który spowodował, że auto zatrzymało się na parę minut na środku drogi :D :
Ja (przymilnie) - Marciiin...A ta droga, którą jechaliśmy z Lin, przez góry, pamiętasz?
Marcin (zachwycony) - Tak, świetna była! Ci goście od przewodnika, to jednak naprawdę są super (itp. itd. peany na cześć panów).
Ja - No....A jaki ona miała numer?
Marcin - B-20 (nie pamiętam, wstawiam jakikolwiek). A co? Świetną drogę polecili (peany cd.).
Ja - .........................Jakby ci to powiedzieć.....Trochę się pomyliłam jakby......(musicie wiedzieć, że w naszych podróżach Marcin odpowiedzialny jest za kierownicę, ja za pilotowanie. Ale obawiam się, że po tym osiągnięciu moje pilotowanie stoi pod wielkim znakiem zapytania :D ) ....Widzisz...Oni tę drogę ODRADZALI.......Jakoś pomyliły mi się kartki, numery, nie wiem, co.....
Marcin - ......(znacząca cisza).....dawaj ten przewodnik!.....(szum przerzucanych kartek i jeszcze bardziej znacząca cisza :D
Odezwał się dopiero wtedy, gdy przeczytał "W żadnym wypadku nie jechać drogą B-20. Trudna, wymagająca i bardzo niebezpieczna trasa" :/ :/ :/ :D No tak....drodzy panowie od przewodnika, odbieramy Wam w takim razie wszystkie zachwyty nad wami, bo dostaliście je zupełnie niesłusznie :D (ale z drugiej strony, wiara w nich, ugruntowana podczas pobytu w Lin, po prostu nas przez tę drogę przeprowadziła. Bo przecież skoro oni uznali, że jest świetna... :D gdyby nie to, to nie wiem, jak byśmy przejechali.

Image

Image
Chyba nie muszę dodawać, że od tej pory kierowca za każdym razem sprawdzał pilota :D

Image
Przy drodze coraz więcej gospodarstw, coraz więcej ludzi.

Image
Te zajączki powieszone pod powałą wyglądały jak z horroru.

Image
Kolejny przystanek. Tym razem myjnia (nie było wyjścia - auto było tak brudne, że całkowicie zmieniło kolor :D - 200 lek.

Image
I Gjirokastra. Miasto-muzeum. Miejsce narodzin dyktatora Hodży, nazwane "miastem tysiąca schodów" (tak, mnóstwo stromych uliczek i wszędzie trzeba się wspinać po schodach).

Image
Na szczycie znajduje się zamek. Zwiedzanie - 200 lek od osoby.

Image
A na jego dziedzińcu wrak amerykańskiego samolotu, który podobno został zmuszony przez albańskie siły powietrzne do lądowania. Losy pilota są nieznane, a sam wrak został przekazany do muzeum jako "trofeum wojenne".

Image
Panorama z zamku.

Image
Scena, na której odbywa się największy festiwal folklorystyczny w Albanii (to znaczy, nie w tym momencie :D

Image

Image

Jeszcze szybkie jedzenie (burek, pizza, 2 wody mineralne) -350 lek i jedziemy dalej.

Image

C.D.N.Kolejny przystanek na trasie to Syri i Kalter (tzw. niebieskie oko). Chyba jedna z większych atrakcji turystycznych w tym rejonie.

Image
Źródło przypomina wielkie, okrągłe oko, którego źrenicę tworzy podziemna grota, o głębokości podobno ponad 50 metrów. Bezpośrednio nad okiem znajduje się podest, z którego odważni skaczą do źrenicy, a ciśnienie wody wypycha ich w górę, jak korek.

Image

Image
Woda ma niesamowity, błękitny odcień. I jest straszliwie zimna - wprawdzie nie próbowaliśmy skoczyć, moczyliśmy tylko nogi (za dużo powiedziane - trzymaliśmy je w wodzie przez jakieś 3 minuty i trzeba było wyjąć, bo ścierpły z zimna :)

A oto oko w całej krasie :
Image
Wjazd na teren Syri i Kalter, to koszt 200 lek (wejście + opłata za parking). Turystów trochę, ale strasznego tłoku nie ma. Stały tam też jakieś domki letniskowe, więc pewnie można było zostać i na noc. Generalnie - bardzo ładne miejsce, warto było zobaczyć, ale gdybym specjalnie miała tam jechać, to chyba bym się nie zdecydowała.

Planowaliśmy noc spędzić w Sarandzie, więc ruszyliśmy dalej. Zamierzaliśmy trochę się rozejrzeć i wynająć jakiś tani pokój, niedaleko plaży. Niestety, w Sarandzie nie jest to możliwe :D Przynajmniej dla nas. Zaraz przy wjeździe zatrzymaliśmy się na światłach i podbiegł do nas pan, który zaoferował nam nocleg. 30 euro za dobę. I tyle było z rozglądania się i świadomego wybierania miejsca noclegu :D
Chociaż miało to parę plusów - nie traciliśmy czasu na szukanie, nocleg był bardzo w porządku (coś w rodzaju kawalerki), w dodatku trochę jakby na obrzeżu, a to oszczędziło nam przeciskania się przez zatłoczone uliczki tego cyt. "największego albańskiego kurortu" (tym razem przewodnik w 100% miał rację :). A gdy wieczorem przeglądaliśmy (dla pewności) oferty na booking.com, okazało się, że niczego tańszego byśmy i tak nie znaleźli.

Image
Saranda. Znajdowaliśmy się chyba w "gorszej" części miasta, nie było tu najmodniejszych dyskotek, barów, najmodniej ubranej młodzieży...Za to mieszkaliśmy jakieś 7 minut piechotą od morza, było dużo ciszej, luźniej i spokojniej. Czyli coś dla nas :) Istnieje jednak zagrożenie, że już niedługo tak będzie - wszędzie budowały się nowe hotele i kompleksy wypoczynkowe.
Pan, który wynajmował nam pokój, był Grekiem. Razem z rodziną przyjeżdżał do Sarandy na sezon i posiadał coś w rodzaju dużego apartamentowca - wynajmował w nim malutkie mieszkanka. Wchodząc do naszego, uświadomiliśmy sobie, że jeszcze w żadnym miejscu nie spędziliśmy więcej, niż jednej nocy. Byliśmy zmęczeni. Poważnie. To może wydawać się dziwne, ale to ciągłe wpakowywanie i wypakowywanie bagaży (w dodatku jak się tyle ich ma :D ) potrafi nieźle wymęczyć (głównie psychicznie - miałam serdecznie dosyć codziennego sprawdzania po 4 razy, czy aby niczego nie zostawiłam pod łóżkiem np. :D Zdecydowaliśmy się więc, że tu zostaniemy dwie noce i sobie odpoczniemy od wakacji :D

Image
To nasza, "gorsza" część.

Image
A to już widok na miejsce, gdzie "należy być" :D Ja tam nie żałuję :)

Kolejnego dnia planowaliśmy szybko zwiedzić Butrint (wstyd powiedzieć, ale trochę z obowiązku - byliśmy już poważnie zmęczeni tymi wszystkimi atrakcjami, co to "trzeba zobaczyć, bo nie wiadomo, czy tu jeszcze będziemy" :D ), a potem nie robić zupełnie nic. Na plaży :D

Image
Butrint to doskonale zachowane starożytne miasto. Niestety, również doskonale znane wszystkim turystom, a właściwie ich przewodnikom :/ Chociaż przyjechaliśmy tam dosyć wcześnie, prawie cały parking był zastawiony autokarami. Na szczęście teren jest bardzo duży, więc tego tłoku nie było zbytnio widać.

Image
Cena biletu - 700 lek od osoby.

Image
Upał był ogromny. Co chwilę musieliśmy odpoczywać w cieniu (jak z resztą inni - nie dało się :/). Trochę chłodu zapewniało muzeum, niestety ulokowano je na samym szczycie :/ :D

Image
Spotkaliśmy też mnóstwo polskich wycieczek i dzięki ich wszechwiedzącym przewodnikom trochę się doedukowaliśmy ("Proszę pani, proszę pani! A co wydaje ciągle takie dźwięki z krzaków?" "To? To są cyklady, takie owady" :D).

Image

Image
Mozaika w Butrint. Przepraszam, ale dla mnie do pięt nie dorasta mozaice z Lin.

Image
I wreszcie nadszedł czas na nicnierobienie :) Zdecydowaliśmy się uskuteczniać tę aktywność (albo raczej nie-aktywność) w Ksamil, "niewielkim kąpielisku, odwiedzanym głównie przez rybaków", licząc, że wybór tego miejsca zapewni nam odpoczynek w spokojnym, trochę dzikim miejscu.

Image
No cóż, u nas rybacy chyba trochę inaczej wyglądają :D Z głównej plaży można było popłynąć na małe, przepiękne wysepki, które "na oko" wydały się nam mniej zaludnione. Zdecydowaliśmy się więc na to. Niestety, z wiadomych przyczyn (patrz : Tajlandia :D po prostu nie chcę już tego tematu poruszać :D ) nie mogliśmy tego zrobić wpław (kurczę, jednak człowiek, który nie umie pływać, naprawdę ma ciągle pod górkę :/ :D ). Na szczęście, bardzo uczynny pan (300 lek) przewiózł nas tam motorówką.

Image
Wysepka była faktycznie dużo bardziej dzika i pusta. Woda - cudowna! I nawet dało się snoorkować (ja jak zwykle zachwycona, kolega znający się na rzeczy - trochę mniej :) Ale nic na to nie poradzę - za każdym razem jak zobaczę choćby jedną rybkę, zamieram z zachwytu. A tym razem widziałam tych rybek mnóstwo i jakieś takie ogórki :D

Image
A to widok na plażę rybaków :D Trzeba przyznać, że atrakcji zapewnili tam mnóstwo - rowerki wodne ze zjeżdżalniami, kajaki, skutery wodne i nawet przejażdżki na bananach :D
Potem zrobiło się trochę gorzej, bo uczynny pan postanowił być jeszcze bardziej uczynny i zajął się pomocą innym:D Musieliśmy czekać na plaży ponad godzinę, nim porozwoził każdego człowieka w potrzebie i mógł wreszcie przypłynąć po nas.
Jeszcze szybki obiad w Ksamil (pizza + 2 napoje - 1100 lek. Najtaniej to tam nie było) i wracamy.
Trochę jednak czuliśmy niedosyt - Ksamil jest bardzo ładne, ale, no po prostu jest już wypoczynkowym i chyba modnym kąpieliskiem. Nie tego oczekiwaliśmy i nie na to się nastawialiśmy. Jednak poprzedniego wieczoru Marcin przeglądał mapy w Google i cały czas mówił, że gdzieś przy drodze Saranda-Ksamil jest chyba jeszcze jedna plaża, dużo dziksza. I faktycznie - znaleźliśmy jakiś napis-drogowskaz na desce, który trochę leżał w trawie :D Wprawdzie droga nie zachęcała, ale "kto nie ryzykuje..." :D I gdy już-już straciliśmy nadzieję, że droga skończy się czymś innym, niż pustym polem lub urwiskiem, nagle, zupełnie niespodziewanie, wyłonił się taki widok :

Image
To było niesamowite. Pusto, głucho, cicho, a za zakrętem wjeżdżasz wprost na taka plażę. Żeby do niej dojść, trzeba było przejść przez kłębowisko knajpek usytuowanych na zboczu - jedna przechodziła w drugą, mnóstwo schodów...

Image

Ale za to, gdy poszło się kawałek za ostatnich plażowiczów, można było wylądować w takim miejscu:


Dodaj Komentarz

Komentarze (32)

otakesan 27 listopada 2015 08:18 Odpowiedz
Fajna relacja "z jajem" ;-) . Czekam na kolejne czesci.Wysłane z mojego X2_Twin przy użyciu Tapatalka
correos 27 listopada 2015 08:28 Odpowiedz
:) pozdrawiam samochodowego "guźca"moj ulubiony wariant podrozowaniaz uwaga bede sledzil relacje
marcino123 27 listopada 2015 08:33 Odpowiedz
@pestycyda wierni fani tęsknili :)
popcarol 27 listopada 2015 14:52 Odpowiedz
Czekam na CD, super historia napisana "z jajem" :)
dmirstek 27 listopada 2015 15:09 Odpowiedz
Ohoho, @pestycyda - zapinam pasy i podróżuję z Wami w fotelu widza :)
vivere 27 listopada 2015 16:16 Odpowiedz
Dołączam do grona czekających na c.d. :)I kolejny raz chylę czoło przed lekkością pióra /czy tam klawiatury/ ;)
popcarol 30 listopada 2015 13:37 Odpowiedz
Superowo:) Może ten były właściciel apartamentu zapomniał go usunąć z booking.com???kiedy CD? Czekam na Albanię najbardziej ;) :)
yogibabu 30 listopada 2015 13:38 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja. Miło się czyta i czekam na więcej. Mnie podobny trip czeka w sierpniu 2016...
krystoferson112 30 listopada 2015 20:33 Odpowiedz
Napiszę krótko szacun za relację z serbskiej części. Byłem w tym roku w Serbii głównie Belgrad i Zrenjanin ale to co czytałem i obejrzałem na zdjęciach sprawia, że Serbia do powtórki. Takich Bałkanów szukałem. Świetnie, szkoda, że wyjeżdżacie już z Serbii do tego pseudopaństwa. ;)
vivere 30 listopada 2015 21:21 Odpowiedz
Kopalnie są super tylko mają jedną wadę - nijak się nie da pokazać tego na zdjęciach :(A Serbię wpisuję do "must see".
anulkax7 2 grudnia 2015 20:23 Odpowiedz
Pestycydo, jak zwykle wciągająca relacja! Czekam na dalszy ciąg :))
kamo375 17 grudnia 2015 22:13 Odpowiedz
Świetna relacja :)
maxima0909 18 grudnia 2015 13:49 Odpowiedz
pestycyda napisał:Kojarzycie scenę, która przewija się przez większość westernów? Obcy wchodzi do saloonu, czas jakby zwalnia, robi się cisza, a miejscowi twardziele powoli odwracają głowy w jego kierunku ze spojrzeniami niekoniecznie życzliwymi. No właśnie :D Więc tak to wyglądało :D umarłam :lol: relacja jest boska, uwielbiam styl w jakim piszesz :) we wrześniu planujemy zrobić Serbię, Albanię i Czarnogórę - mamy już wstępnie nakreślona pętle i punkty must see, choć pewne z nich a pokrywające się z waszą wyprawą miejsca uległy już wstępnej weryfikacji, także dzięki wielkie za pomoc :) Czy mogłabyś stworzyć mapkę jak wyglądała dokładnie Wasza trasa?
kaviorwiki 18 grudnia 2015 14:18 Odpowiedz
Szczerze zazdroszczę ...
bozenak 18 grudnia 2015 20:45 Odpowiedz
Pisz dziewczyno bo się doczekać nie mogę co dalej :D ;) . Dla Ciebie zarejestrowałąm się na f4f żeby móc Cię ponaglać 8-)
igore 19 grudnia 2015 19:53 Odpowiedz
Super relacja. Dwa lata temu "doświadczyłem" podobnej trasy przez Bałkany,ale po Twojej relacji uświadomiłem sobie,że trzeba będzie tam wrócić :) Szczególnie do Albanii.
klapio 19 grudnia 2015 21:14 Odpowiedz
Piękne miejsce te "Góry Przeklęte". No i fajny opis tej wieczornej biesiady, szkoda że zabrakło z niej zdjęć :-) Klimat takich miejsc trochę przypomina mi Gruzję, chyba można postawić tezę że im społeczeństwo danego kraju uboższe tym bardziej gościnne i otwarte na obcych :-)Jedynie nie do końca potrafię zgodzić się z tym zdaniem:pestycyda napisał:Tymczasem, ponieważ sam temat krwawej zemsty jest bardzo medialny, mówi się tylko o nim, zamiennie używając określenia "Kanun", w zupełnym oderwaniu od całości. Nie mówię, że popieram ten zwyczaj, bo nie, natomiast uważam, że można się o tym wypowiadać dopiero po pełnym zapoznaniu z całością, po przeanalizowaniu powodów i zrozumieniu warunków życia górali albańskich. Natomiast drażni mnie przedstawianie tematu bardzo płytko, tylko jako "sensację" i "barbarzyństwo".A sama przecież wcześniej zauważasz:pestycyda napisał:Czasem udaje się wynegocjować bezpieczne wychodzenie do szkoły dla dziecka.Dla mnie osobiście jest sensacją że w XXI wieku w bądź co bądź cywilizowanym europejskim kraju (od 2009 członek NATO) istnieją jeszcze takie zwyczaje wśród ludzi. I właśnie barbarzyństwem jest zabieranie dzieciom prawa do nauki i przerzucanie na nie odpowiedzialności za czyny krewnych, niezależnie od tego z jakich powodów członek rodziny popełnił daną zbrodnię. Taki sposób postrzegania i egzekwowania prawa kojarzy mi się z najgorszymi i najokrutniejszymi systemami prawnymi - takimi jak ZSRR z okresu stalinizmu.Czekam na dalsze części relacji :-P
pestycyda 20 grudnia 2015 02:12 Odpowiedz
@klapio, masz rację, dla mnie to też zupełnie nie jest ok. Drażni mnie jedynie fakt, że o prawie Kanun ludzie wypowiadają się wyłącznie w kontekście krwawej zemsty i tylko z nią utożsamiają te prawa. A tymczasem cały kodeks obejmuje wiele innych rzeczy, które są dużo bardziej "ludzkie" - m. in. prawo gościnności (a właściwie obowiązek). Dużo też tam jest powiedziane o honorze i o obowiązku wobec rodziny (a raczej powinności). Owszem, sam temat "zemsty" jest totalnie nie do zaakceptowania, tylko chciałabym, żeby osoby dyskutujące o tym, miały świadomość szerszego kontekstu - skąd to się wzięło i dlaczego. Media bardzo często wypaczają sens, szukając "taniej sensacji". A tymczasem, jest to dramat. Piętno czasów, kultury, warunków życia...Co do zdjęć z biesiady...Sam wiesz na pewno najlepiej, że w niektórych warunkach zupełnie nie ma głowy i warunków do fotografowania. Zepsułyby klimat i "prawdziwość" momentu...Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)
beata65 20 grudnia 2015 23:25 Odpowiedz
Co wieczór czekam na dalszą relację a dziś nic.... Herbata przy kompie, miała być miła godzinka na czytanie i planowanie własnego wyjazdu... Pestycydo, litości, nie każ mi dłużej czekać! Mam nadzieję, że zobaczę te wszystkie miejsca w realu. Dziękuję za umilenie mi grudniowych wieczorów 8-)
86184 28 grudnia 2015 18:46 Odpowiedz
Co to dużo gadać/ pisać - znowu zaserwowałaś nam świetną relację. Brawo! 7*PS Ta maska na twarz (batulla/ batoola) może nam się nie najlepiej kojarzyć, ale w państwach Zatoki jest to symbol wzbudzający szacunek i kojarzący się z osiągnięciem przez kobietę poważanej pozycji (najczęściej żony, ale nie tylko) w (bardzo) tradycyjnych rodzinach. Jak kiedyś czepiec w Polsce. A przy bliskowschodnim słońcu i piasku niesionym z wiatrem każdy centymetr kwadratowy osłoniętej skóry to plus. Wieść gminna niesie, że współczesne modele są leciutkie i mają czasem wyściółkę. I nosi je w dzisiejszych czasach już coraz mniej kobiet. ;-)
pestycyda 28 grudnia 2015 19:16 Odpowiedz
Dziękuję, @Kara, nie wiedziałam. Trochę mnie pocieszyłaś, zwłaszcza tą wyściółką. Jednak, mimo wszystko, to wyglądało dla mnie przerażająco:(
olajaw 28 grudnia 2015 19:36 Odpowiedz
@pestycyda dzięki za pokazanie całkiem sporego kawałka Europy :D i to naprawdę ładnego, wiedziałam, że Bałkany są ładne, ale nie, że aż tak (wstyd przyznać pewnie :P )ps. gdzie kolejna wyprawa? ależ jestem ciekawa :D
igore 29 grudnia 2015 00:01 Odpowiedz
@pestycyda "Szacun" za obszerność relacji i czas poświęcony na jej pisanie. Nad pakowaniem się musicie jeszcze trochę popracować [SMILING FACE WITH SMILING EYES] My w czwórkę na dwutygodniowy wyjazd w ten sam rejon, mieliśmy mniej bagaży. Bałkany są super [SMILING FACE WITH SMILING EYES]
pestycyda 29 grudnia 2015 12:20 Odpowiedz
@olajaw, skuś się i pojedź - nie będziesz żałować:) Co do wyjazdów, to właśnie Ty narobiłaś mi ogromnej ochoty na wulkany w Indonezji, zakochałam się. Niestety, to trochę później, bo bilety czekają od maja i za 18 dni będę w Etiopii! Strasznie się cieszę :) (przewodnik kupiony, autor sprawdzony na sto tysięcy sposobów i bardzo mi odpowiada :D@igore, na ogół jakoś lepiej mi idzie pakowanie :D Tu uległam wizji olbrzymiego bagażnika "tylko dla mnie" :D Ponad połowa tych rzeczy zupełnie nie była potrzebna.
metia 29 grudnia 2015 12:40 Odpowiedz
Bardzo lubię Twoje relacje, bo są takie prawdziwe. Żadnych wystudiowanych zdjęć, dużo pisania o jedzeniu i piciu (lubię to!) i jeszcze więcej kontaktu z lokalesami. I do tego ten pełny bagażnik - gdybym miała jechać gdziekolwiek autem, to tak by to właśnie wyglądało. Dlatego wolę jednak samolotem :lol:
olajaw 29 grudnia 2015 20:42 Odpowiedz
@pestycyda to mnie zaskoczyłaś tą Etiopią :D coś czuję, że "będzie się działo" :D to może być relacja roku :D :D Indonezję polecam baardzo, jest świetna! I cieszę się, że i ja kogoś zainspirowałam :)
gallileo 20 sierpnia 2017 14:50 Odpowiedz
Witam,we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?
aluis 20 października 2017 08:49 Odpowiedz
Czy tylko ja nie widzę już żadnych zdjęć? :(
cccc 20 października 2017 09:34 Odpowiedz
gallileo napisał:we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?fly4free forum 8-)
pestycyda 20 października 2017 09:54 Odpowiedz
@aluis, niestety, to jest efekt współpracy (tfu, jakiej współpracy! Toż to orka na ugorze była! :D z photobucket. Powoli wgrywam zdjęcia do relacji jeszcze raz, ale naprawdę powoli :)@cccc, albo bierzemy zwykły przewodnik i robimy wszystko na odwrót :D to, co polecane omijamy, a jeździmy w miejsca, które w przewodniku są opisane jednym zdaniem w stylu : "nic tam nie ma", "mała wioseczka" itp, itd. A najlepiej, gdy przewodnik ich w ogóle nie wymienia :D
cccc 14 grudnia 2017 20:20 Odpowiedz
@pestycyda masz racje, ja od dluzszego czasu przestalem kupowac przewodniki. :) A czy moglbys uaktualnic zdjecia w relacji, gdyz u mnie nie pokazuje?
jar188 14 grudnia 2017 21:08 Odpowiedz
A ja kupuję cały czas przewodniki.Uwielbiam zbierać książkowe przewodniki :) taki rodzaj pamiątki z wyprawy :) Jak z wszystkiego i z tego trzeba umieć korzystać tak samo jak z forum f4f, jest tu sporo przydatnej wiedzy ale i nie mało subiektywnych opinii albo i wręcz złych opisów miejsc czy atrakcji.Wszytko trzeba się nauczyć selekcjonować pod siebie i swój gust.