+1
pestycyda 24 maja 2019 19:24
Image

Na szczęście menadżerka (wiadomo - kobieta. One zawsze mają więcej empatii :P ) odchrząknęła i rzekła : "Hmmm, zgadzam się na snoorkowanie. Tam nie jest głęboko." Czekałam, czy doda coś więcej. Czekałam dalej, ale wszyscy zaczęli odwracać wzrok :/ :D O nie! Tak nie będzie! Musiałam działać! Pewność siebie! "A...a żółwie?" - zapytałam cichutko :/ :D "Żółwie nie" - odpowiedziała stanowczo. - "Tam jest naprawdę głęboko i trzeba świetnie pływać." Po chwili się jednak zlitowała i dodała : "Ewentualnie płaszczki. Pod warunkiem, że będziesz cały czas płynąć...ekhm...poruszać się obok przewodnika. I weźmiesz kapok".

Image

I, pomimo tego, że bardzo się zawiodłam (naprawdę chciałam zobaczyć WSZYSTKO), niesamowicie mnie ujęli dbałością o bezpieczeństwo klientów. Żadne tam : co nas to obchodzi, sprzedamy wycieczkę, a czy ktoś zejdzie z łodzi na morzu, to jego sprawa. Faktycznie - pełen profesjonalizm i taka zwykła, ludzka życzliwość.

Image

Umówiliśmy się na snoorkowanie na godzinę 16.00 (wprawdzie chcieliśmy o 17.00, ale szef powiedział, że będzie gorzej widać. Kolejny dowód na dbałość o klienta). Płaszczki mieliśmy odwiedzić kolejnego dnia. Zostało nam więc parę godzin, żeby zwiedzić wyspę. Jednak najpierw, żeby nie zawieść zaufania menadżerki, poszliśmy poćwiczyć pływanie na lokalną plażę. Niestety. Zamiast się rozwinąć, obawiam się, że nabyłam trwałego urazu do wody :/ :D Otóż żeby podziwiać przybrzeżną rafę, najpierw trzeba było pokonać trochę głębszy uskok (ale nie było tak źle - dotykałam dna :D Problem pojawił się później :/ Ćwiczyłam z takim zacietrzewieniem, że nie zauważyłam, że nadszedł przypływ i ....no....po prostu nie byłam w stanie dostać się przez ten mały, aczkolwiek głęboki odcinek, do lądu :/ :D Błagałam Marcina, żeby przypłynęli po mnie tutaj tą łodzią do snoorkowania, bo w końcu co za różnica, skąd wyruszymy, a jakoś wytrzymam do 16.00 :D Nie chciał mi pomóc, niestety. Czasem myślę, że on zupełnie mnie nie rozumie :/ :D

Image

Za to, gdy już jakoś doholował mnie do brzegu, zaproponował, żebyśmy poszli na zakupy (o tak! To jedyna rzecz, która może uspokoić zdenerwowaną dziewczynę :D Jednak to też okazało się wcale niełatwe.

Image

Huraa jest wyspą, której mieszkańcy w większości pracują w drogich, położonych nieopodal, resortach. Owszem, jest na niej parę turystycznych restauracji, kilka sklepików - spożywczych i z pamiątkami i parę hoteli, nie tak drogich, jak te, leżące nieopodal. Ale generalnie klimat wyspy jest jakby lekko senny i spokojny. Życie rozpoczyna się wieczorami, gdy Malediwczycy wracają z pracy i spotykają się z rodziną i przyjaciółmi. W ciągu dnia, plątanina małych uliczek jest raczej pusta.

Image

Poplątaliśmy się trochę po centralnej części wyspy, znaleźliśmy sklepik spożywczy (mrożona kawa w puszcze - 12 MVR, cola - 15 MVR).

Image

Poobserwowaliśmy zabawy dzieci. Zwłaszcza interesująca była obserwacja grupy chłopców, którzy w starej łodzi bawili się w "wyprawę". Jeden z nich, "kapitan", nie opuszczał łodzi wcale, a swoim podwładnym dobitnie pokazywał, że nigdzie nie popłyną, bo nie mają zapasów żywności. Przerażeni chłopcy biegli w pobliskie zarośla na poszukiwanie kokosów, a kapitan, zadowolony, rozkładał się na łodzi, opierając nogi o burtę. Gdy majtkowie wracali z kokosami - z łaskawą miną wkładał je do łodzi. Gdy jednak odbiegali, żeby przynieść ich jeszcze więcej - najpierw się rozglądał, czy aby na pewno nikt nie widzi i wszystkie uzbierane kokosy po prostu...wyrzucał za burtę. A powracającym chłopcom ze smutną miną mówił : popatrzcie, nie mamy zapasów, nigdzie nie popłyniemy... :D I zabawa zaczynała się od nowa :D

Image

W końcu trzeba się było zbierać na snoorkowanie. Zgodnie z obietnicą, bardzo dokładnie dobrałam sobie kapok i płetwy w centrum wycieczkowym i, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy - Marcin : aparat, ja : pewność siebie :/ :D stawiliśmy się na łodzi. I do tego momentu, jeszcze wszystko mi się podobało :/

Image

Przestało, jak ruszyliśmy :/ :D Łódź chwiała się i kiwała na falach i, generalnie, do brzegu było jakoś coraz dalej :/ :D W końcu łódź zatrzymała się na środku czegoś, wszędzie wokół był tylko błękit, a pan sterujący łodzią powiedział : skaczcie :/ I oczywiście - Marcin skoczył. A ja zostałam na łodzi z panem, wbijającym we mnie zdziwiony wzrok :/ :D Nie wiem, czemu się tak dziwił :/ w końcu od łodzi do tafli wody jest jakiś metr! Albo i więcej! A już w ogóle nie chcę myśleć o tym, ile metrów jest od tafli wody w drugą stronę :/ :D Ale...no żal trochę....Bardzo żal....I w końcu podjęłam decyzję. A ponieważ podczas pobytu w wodzie głębszej, niż ja, lubię (właściwie to nie kwestia lubienia :D To imperatyw :D się czegoś trzymać, wymyśliłam genialne rozwiązanie. Nie zwracając uwagi na coraz większe zdziwienie pana, przerzuciłam przez burtę znalezioną w łodzi drabinkę, upewniłam się, że jest dobrze przymocowana i, pomalutku, zlazłam (bo inaczej się tego nie da nazwać :D po niej do wody. I wiecie co? Jak tylko się w tej wodzie znalazłam, natychmiast znowu zaczęło mi się podobać! Bo, po pierwsze, trzymałam się drabinki, i nikt, ale to nikt nie mógł mnie zmusić, żebym się jej puściła. A po drugie, jak tylko zanurzyłam głowę pod wodę, okazało się, że tam jest zupełnie ciemno! :D I to było doskonałe, ponieważ nie widziałam, jak daleko mam do dna, więc nie musiałam się stresować :D Owszem, może się to trochę kłóci z ideą snoorkowania, ale co tam! Przynajmniej byłam bezpieczna! :D

Image

I oczywiście Marcin musiał wszystko zepsuć....Naskarżył panu, że pod wodą nic nie widać....A było tak miło...:/ :D I pan niestety się przejął i powiedział, że jesteśmy późno, więc jest ciemno i że spróbujemy popłynąć w inne miejsce (dlaczego? Dlaczego??? Skoro tu już się zadomowiłam :/ :D Popłynęliśmy i znowu musiałam uprawiać te wszystkie cuda z drabinką. A w tym innym miejscu wcale nie było wcześniej i pod wodą też była tylko czerń, ha! I wtedy pan się zdenerwował i powiedział, że to nie ma sensu. I skrócił nam wycieczkę za 15 USD o 45 min. Ja tam się bardzo cieszyłam - zwłaszcza, gdy dotknęłam nogami lądu :D

Image

Na przystani czekał szef ośrodka i zapytał, jak było (choć, szczerze mówiąc, pewnie chciał sprawdzić przed pójściem do domu, czy się nie utopiłam :/ ). Niestety - gdy człowiek szczęśliwy, to się jakiś taki gadatliwy robi. I, nie wiem kiedy, powiedziałam panu, że wprawdzie nic nie było widać, ale bardzo się nam podobało :D A mogłam to zataić - tzn. ograniczyć się tylko do drugiej części wypowiedzi. Bo pan się zdenerwował i kazał nam być jutro na przystani o 7.00. I odgrażał się, że teraz on z nami popłynie i pokaże, jak piękne może być życie podwodne Malediwów...:/

Image

C.D.N. Image

Kolejnego dnia wstaliśmy wczesnym rankiem. Wprawdzie wycieczkę na płaszczki mieliśmy rozpocząć dopiero o 11.00, ale wczoraj, nieopatrznie, wpadliśmy w pułapkę szefa centrum, który chyba poczuł w sobie powołanie nauczycielskie (albo raczej powołanie resocjalizacyjne :/ Jestem pewna, że nasz wczorajszy pan naskarżył mu o wydziwianiu z drabinką:/ :D Na spotkanie z szefem szłam wlokąc nogę za nogą i walcząc z kotłowaniną myśli. Bardzo chciałam zobaczyć podwodne życie Malediwów, ale z drugiej strony, hmmm, to całe wczorajsze snoorkowanie nie zrobiło na mnie najlepszego wrażenia :/ :D (dobrze. Skończmy z eufemizmami. Po prostu nogi mi się trzęsły, jak tylko pomyślałam, że znowu będę musiała wskakiwać-wpełzywać do wody o niezbadanej głębokości :/ :D I znowu będzie panika, i znowu narobię sobie wstydu, a moje poczynania staną się tematem wieczornych opowieści straszących wyspiarskie dzieci ("Bądź grzeczny, bo inaczej stanie ci się z pływaniem to samo, co jednej białej pani..." :/ :D

Image

Pan okazał się jednak bardzo wyrozumiały i cierpliwy. Niczym nie dało się go wyprowadzić z równowagi :/ Ani powolnym przymierzaniem dziesięciu par płetw ("Te za małe, te za duże, te za...niebieskie?" :D , ani powolnym kroczeniem przez plażę - a wszystko po to, aby choć trochę opóźnić moment ostatecznego upadku. Nawet w łodzi pan zachował stoicki spokój, udając, że nie zauważa mojego pełnego zgrozy i wyrzutu spojrzenia, gdy dostrzegłam, że tutaj nie ma drabinki :/ W końcu zatrzymał łódkę, wskoczył do wody i pomachał do mnie zachęcająco (według siebie. Według mnie, to było machanie szydzące :/ :D W końcu zaczęłam mieć tego dosyć. Bo ile razy można pozwalać, żeby nieumiejętność pływania psuła człowiekowi życie! Marcin w wodzie - zadowolony, pan w wodzie - zadowolony, ryby w wodzie - szczęśliwe, a ja się czepiam! Zamknęłam oczy, odliczyłam do trzech i....

Image

Początki nie były łatwe :D Pan był jednak rzeczywiście genialnym nauczycielem...Podczas pływania trzymał mnie cały czas za rękę, przewidywał ataki paniki, pokazując wyjątkowo barwne żyjątka, a z głębokością oswajał w znakomity sposób...Dopiero po kilku minutach, płynąc za ławicą srebrzystych rybek-pocisków, zorientowałam się, że prawie nie widzę dna...Ale nie zdążyłam się przestraszyć, bo błyskawicznie wskazał kolejnego, kolorowego dziwoląga. Jako osoba wyjątkowo odporna na wszelkie sposoby nauki pływania, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić : to najlepszy trener, jakiego spotkałam w życiu (przepraszam, Marcin. Wiem, że robisz, co możesz, ale muszę być szczera :D

Image

Dodatkowo pan był znakomitym, nie wiem, czy mogę nazwać "tropicielem", w każdym razie wiedział, gdzie znaleźć na rafie obiekty największego pożądania turystów :) Wycieczki z centrum były podzielone na kategorie : żółwie, manty, rekiny, delfiny...Każda z nich miała inną cenę - w zależności od odległości i stopnia trudności spotkania danego zwierzęcia. Tymczasem my, na zwykłym, najtańszym, po prostu "snoorkowaniu na rafie", spotkaliśmy żółwia, dwa rekiny, mantę, duże mureny i strzykwę, która może nie jest strasznie rzadka, ale bardzo interesująca :)

Image

Tu już było głębiej, a wklejam to zdjęcie dla samej siebie :) Wreszcie leżę spokojnie na wodzie, a nie miotam się i rzucam bezładnie :D To efekt pedagogicznego talentu szefa ośrodka :)

Image

Dodatkowo, pan widząc, że szczerze interesujemy się podwodnym życiem, podawał nam różnego rodzaju żyjątka do rąk, ale cały czas uważał, żeby obchodzić się z nimi delikatnie. Szczególnie spodobało mi się, że po zakończonych oględzinach, odkładał je bardzo powoli, dokładnie w to samo miejsce, z którego je zabrał. Widać było, że podchodzi do nich z dużą miłością i szacunkiem.

Image

Tu niestety znowu zaczęłam się miotać, bo pan puścił moją rękę :/ :D i uciekłam z kadru (to akurat nie problem, gorzej, że nie widać całej, przepięknej rozgwiazdy :)
Gdy wsiadaliśmy ponownie do łodzi, byłam chyba najszczęśliwszą osobą pod słońcem (a dodatkowo - z trochę większym optymizmem zaczęłam wyczekiwać wycieczki na płaszczki :) Taka zmiana podejścia poskutkowała kolejną niespodzianką - gdy podczas śniadania z entuzjazmem opowiadaliśmy menadżerce ośrodka o naszej wycieczce, oznajmiła, że niestety na płaszczki popłyniemy dopiero jutro, bo na dziś ma jednak zamówioną wycieczkę na żółwie...I wtedy szef wtrącił, że właściwie, gdybyśmy chcieli, to jednak możemy do tej wycieczki dołączyć, bo (Uwaga!Uwaga! :D, jak mam kapok, to całkiem nieźle sobie radzę :D (nie chciałam dyskutować, że radzę sobie, jak trzyma mnie za rękę - w końcu darowanym żółwiom nie patrzy się w zęby...czy jakoś tak :D Zatem szybko, żeby się nie rozmyślili, zarezerwowaliśmy i tę wycieczkę (30 USD od osoby).

Image

I zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy ponownie na ocean. Tym razem na wycieczce, oprócz nas, były jeszcze cztery osoby. Trochę zaniepokoił mnie fakt, że szef ośrodka nie płynie z nami (tym razem mieliśmy przewodniczkę - najprawdopodobniej z Czech) i to, że oprócz mnie, nikt na łodzi nie był zainteresowany kapokiem. Trudno. W myślach, jak mantrę, powtarzałam słowa mojego nowego idola - "jak ma kapok, to nieźle sobie radzi" - trochę dodawało mi to pewności siebie :D

Image

Dlatego bardzo zgrabnie skoczyłam z łodzi (w mojej wyobraźni :D W rzeczywistości jakoś się ześlizgnęłam (ale bez zbędnych cyrków, ha! I nawet się nie rozglądałam za drabinką, a co! :D Tu było dużo głębiej. Dodatkowo łódź zatrzymała się zaraz przy uskoku do "wielkiej głębi". Jednak przewodniczka odciągnęła mnie z niej za rękę (skutecznie ucinając atak paniki, który nadchodził ogromną falą :D
Ta wycieczka wyglądała trochę inaczej - żeby zobaczyć żółwie, nie można było kręcić się w jednej okolicy, trzeba było płynąć w linii mniej więcej prostej (według Marcina około 1 kilometra, według mnie - około 300 :D i wypatrywać ich pod wodą.

Image

Przewodniczka płynęła pierwsza, wypatrując żółwi, ale równie często wypatrywała i mnie :D Ale radziłam sobie. Jakoś sobie radziłam. Było głęboko, więc co chwilę sprawdzałam, czy na pewno mam dobrze zapięty kapok, dotykając po kolei wszystkich zacisków :/ :D Do momentu, w którym sobie uświadomiłam, że w końcu, przez to dotykanie, mogę go niechcący rozpiąć i najpierw wystrzelę, jak korek z szampana, a potem będę opadać, opadać, opadać....Więc przestałam :/ :D

Image

Poza tym, gdy wysiadała mi psychika od patrzenia pod wodę, robiłam sobie przerwy i podnosiłam głowę. Pomagało :)

Image

Natomiast pod wodą....Pod wodą było bajecznie....Ławice kolorowych ryb, wszystkie naraz zmieniające kierunek...A dno morskie, to już zupełnie inny świat. Można było się dopatrzeć traktów, skrzyżowań, po prostu magia...Czułam się, jak w świecie Małej Syrenki....Coś niesamowitego.... Żółwi nie było, ale jakoś nie zaprzątałam sobie nimi głowy - było tam tyle innych rzeczy do oglądania (poza tym, żółwia już widzieliśmy, na snoorkowaniu "zwykłym" :D Patrząc w dół, poczułam się naprawdę wolna...I w końcu....

Image

Ha! Myśleliście, że to ja? :D Niestety, to nasza przewodniczka - ja dalej leżałam przy powierzchni wody, jak baleron :/ :D Ale pięknie tam, prawda? W końcu jednak presja psychiczna stała się dla mnie za duża i zgłosiłam przewodniczce, że wracam do łodzi. I dokładnie na mojej drodze ukazały się cztery delfiny, skaczące przez fale :) Wrażenie nie do opisania....Niestety, zostałam też zaraz ukarana, bo w momencie, w którym ściągałam w łodzi płetwy, ci, którzy zostali w wodzie, właśnie zobaczyli żółwia :/ Tak to już jest z tym życiem - coś daje i coś odbiera :D

Image

Do ośrodka wróciliśmy po jakichś dwóch godzinach - zmęczeni, pomarszczeni od wody i szczęśliwi. I natychmiast pobiegliśmy na plażę dla miejscowych, żebym mogła sprawdzić jak mi idzie pływanie BEZ kapoka. Niestety, w tym temacie bez zmian :/ :D Na pocieszenie, jak zwykle, wybraliśmy się na zakupy :)

Image

I, jak zwykle, z zakupów nic nie wyszło :D (nie licząc coli - 8 MVR) - ale takie plątanie się bez ładu i składu zazwyczaj nam świetnie wychodzi, a dodatkowo daje ogromną przyjemność. Znaleźliśmy miejscowe boisko, na którym akurat Naabu prowadził fitness dla pań.

Image

Panie ubrane były w muzułmańskie stroje, spod których wystawały dresowe spodnie i sportowe buty. Trochę dziwne wrażenie, na pierwszy rzut oka. Jednak po chwili człowiek się przyzwyczajał i zaczynał dostrzegać piękno tej sytuacji. Panie ćwiczyły z dużym zaangażowaniem, a na boisku co chwilę pojawiały się nowe kobiety - przywożone na skuterach przez mężów i braci. Naabu robi tam naprawdę świetną robotę. Nie dość, że panie zaczynają się interesować aktywnością fizyczną, to dodatkowo takie zajęcia znakomicie integrują.

Image

Podczas ćwiczeń obecna była też żona Naabu i ich synek. To pewnie dodatkowo utwierdzało mężów w opinii, że panie nie robią tam niczego "zdrożnego".

Image

Znaleźliśmy coś w rodzaju mokradeł, które okazały się miejscem wypoczynku lokalnych mieszkańców.

Image

I cukiernię/kawiarnię dla miejscowych, gdzie zakupiliśmy mnóstwo różnych - słodkich i pikantnych - ciasteczek i dwa soki kokosowe (65 MVR).

Image

Aha, a jeśli ktoś myśli, że mam zmarszczkę na czole, to niech natychmiast przestanie! To jest pomarszczenie po wodzie! Na pewno! :D
Tak w ogóle, to dużo fajnych miejsc znaleźliśmy, szkoda tylko, że akurat szukaliśmy nietoperzy, których (podobno) na wyspie jest całe zatrzęsienie :/

Image

Wreszcie, kierując się na wysokie drzewa (w końcu, gdybym była nietoperzem, to chciałabym mieszkać właśnie na wysokim drzewie :D znaleźliśmy szkołę. Niesamowicie wzruszył mnie fakt, że przed budynkiem, w centralnym miejscu, stało bardzo zadbane malutkie akwarium z ...rybami słodkowodnymi. Pierwsza myśl : "Mają takie piękne ryby, a zachwycają się zwykłymi gupikami, których jest zatrzęsienie?!" Druga " "No tak...nie należę jednak do najbystrzejszych osób :/ " :D Na koniec zobaczyliśmy i nietoperze - faktycznie, mieszkały chyba na tych wysokich drzewach przy szkole, przyszliśmy jednak za późno. Większość już poleciała żerować, a nam zostało tylko parę spóźnialskich (" Helena, poczekaj, przecież nie polecę jeść nieumalowana" :D

Image

Znaleźliśmy też miejsce, w którym była ogromna ilość krabów. My byliśmy bardzo zadowoleni - kraby mniej :/ Mieszkają w norkach zbudowanych pod ziemią, które, przypuszczam, są połączone podziemnymi korytarzami. Zaczęłam tak podejrzewać, gdy chcąc przyjrzeć się jednemu, wyjątkowo kolorowemu osobnikowi, niechcący (przysięgam!) zniszczyłam mu salon :/ Noga zapadła mi się znienacka na jakieś pół metra w ziemi...

Image

C.D.N. Image

Kolejny, ostatni już, poranek na Malediwach upłynął bardzo szybko (zawsze tak jest :/ nie wiem dlaczego, gdy muszę się pakować, to zawsze zabraknie mi czasu :/ :D Ostatnie śniadanie, ostatni raz dokładka cudownej pasty z tuńczyka, cebuli i kokosu...A wszystko to w pośpiechu, bo o 9.00 ostatnia wycieczka - tym razem na płaszczki.

Image

"Wczorajszy" żółw :) Było mi tak bardzo szkoda, że widziałam go tylko na zdjęciach, postanowiłam więc, że "na płaszczkach" to sobie nadrobię. I obojętnie jak będzie głęboko (trudno. Najwyżej zamknę oczy :/ :D i jak bardzo będę pomarszczona od wody, na pewno nie wrócę do łodzi pierwsza. Koniec i kropka! Tym bardziej, że dziś postanowiła się wybrać razem z nami menadżerka hotelu - musiałam więc trzymać fason, w końcu zaufała szefowi centrum, że "w kapoku sobie radzę" :/ :D

Image

Było głęboko :/ (trochę się zawiodłam. Doskonale pamiętałam, że drugiego dnia menadżerka wyraziła zgodę na moją wycieczkę, tłumacząc : "tam nie jest aż tak głęboko" :/ W ogóle chyba uprawiano tam bardzo kreatywny marketing :D Bo tak : popłynęliśmy na zwykłe snoorkowanie - widzieliśmy żółwia. Popłynęliśmy na żółwie - widzieliśmy delfiny. A najgłębiej było tam, gdzie miało nie być głęboko AŻ TAK :D Choć z drugiej strony, to naprawdę nie powinnam się przejmować AŻ TAK. Sądzę, że w moim przypadku nie ma znaczenia, jak głęboka będzie woda :/ :D

Image

Wycieczka w poszukiwaniu płaszczek wyglądała trochę inaczej, niż wcześniejsze. Nie trzeba było daleko płynąć, wystarczyło unosić się na wodzie i obserwować, co się dzieje pod nią. Płaszczki lubią piaszczyste dna, więc, niestety (albo na szczęście :D unoszący się w wodzie piach, trochę zaburzał percepcję - zwłaszcza w temacie odległości :D ) woda była mniej przejrzysta.

Image

Niesamowite wrażenie...Niesamowite...Wpatrujesz się w dno i nagle podnosi się ciemniejszy kształt. Wydaje ci się, że jest to coś małego, zupełnie zapominasz o odległości. Kształt zaczyna się zbliżać, rosnąć i dopiero wtedy zaczynasz rozumieć, jak duża jest płaszczka...I z jednej strony marzysz o tym, żeby przepłynęła jak najbliżej ciebie, a z drugiej - panicznie się tego boisz...

Image

Bogactwo podwodnego życia naprawdę fascynuje...Do łodzi wróciłam jako ostatnia, to o czymś świadczy :D W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze przy małej wysepce - menadżerka wyskoczyła przy brzegu, a po chwili wróciła obwieszona buteleczkami i uradowana. Doskonale ją rozumiem, bo na wyspie mieszkał człowiek, który jako jedyny w okolicy produkował coś w rodzaju wina z soku palmowego :D Smaczne zbytnio nie było, trudno też stwierdzić zawartość alkoholu, ale ponieważ podobno prawdziwa siła tkwi w autosugestii, wszyscy momentalnie stali się bardzo szczęśliwi :D

Image

I trzeba było się pożegnać - z cudownym miejscem, przemiłą menadżerką, od której doświadczyliśmy tak dużo życzliwości i pomocy...Jeszcze tylko prom do Male (10 USD).

Image

A gdy chcieliśmy wysiąść w stolicy, panowie zaproponowali, że podrzucą nas na samo lotnisko :)

Image

Smutno było opuszczać Malediwy, tym bardziej, że Sri Lanka dała się nam poznać (przynajmniej do tej pory :D ), jako kraj trudny do zwiedzania - łatwo się w nim zgubić, a i oszukują na każdym kroku :/ :/ :D :D :D

Image

Jedno z najpiękniejszych, a przynajmniej najbardziej błękitnych, lotnisk na świecie :)

Image

Po 16.00 wyruszyliśmy więc na spotkanie z przeznaczeniem...Wakacje się skończyły, nadszedł czas na typową turystykę (i nie, nie mam tu na myśli spokojnego odpoczynku w kurorcie...:/ :D

MALEDIWY - podsumowanie finansowe :

Noclegi : 273 zł

Jedzenie : ok. 35,48 zł. Głównie przekąski i zimne napoje - w sklepikach i w hotelu. Jeśli chodzi o jedzenie "właściwe", to, cóż, były to głównie śniadania (w cenie noclegu) i, ech, no dobrze - kabanosy i zupki chińskie z Polski (ale wstyd...:/ :D Jednak w takim upale po prostu nie chce się prawie wcale jeść.

Transport : ok. 75,25 zł (promy).

Atrakcje : ok. 291,2 zł (dwa razy "zwykłe" snoorkowanie - z tym, że za pierwsze, nieudane, nie policzyli wcale - raz żółwie i raz płaszczki.)

W sumie : ok. 674,03 zł na osobę.

Image

CDN.@tarman, zaskoczę Cię.........Nie :/ :D Myślałam o tym intensywnie, ale w końcu zapomniałam :( zamierzam działać metodą prób i błędów, żeby dobrać proporcje. Jak mi się uda, to dam Ci znać. Z tym, że "zamierzam" już od sierpnia 2018 :/ :D

@maginiak, wiem :D :D :D ale te podsumowania finansowe, to jedyna rzecz, w których mogę być solidna i sumienna, więc się staram :D I przeliczam z kursu dolara na dany dzień. Ale w internecie podają kursy ŚREDNIE :D :D :D

@bozenak, dałoby się taniej :P gdyby płynąć promem publicznym, można oszczędzić 18 USD, a kurs na dzień zakupu USD (ale uwaga - ŚREDNI :D :D :D to 3,64 ...itp.itd...:/ :D :D :D

Dziękuję, że czytacie :*@wasil10, wiem, ale co zrobić - pisze sobie człowiek, pisze, a te emotki jakby same wskakują pod palce :/ :D a avatar dostałam w prezencie od @dj3500 po jednej z relacji właśnie. Trzeba przyznać, że wyjątkowo trafiony :)

@PKN_2606, naprawdę policzyłeś??? :D (199) :D (200) :....przerywam, bo to się nie skończy....

@kaya, @dolina_welny - fajnie, że czytacie. Dziękuję :*

Na lankijskim lotnisku byliśmy około 18.00, jednak trzeba było się jeszcze dostać do Kolombo. Chcieliśmy jak najszybciej wyruszyć w dalszą drogę ze stolicy, najlepiej jeszcze dziś - jakimś nocnym pociągiem...Tylko....Hmmm, są takie dni w życiu kobiety, że po prostu potrzebuje trochę luksusu - i nie, nie ma to nic wspólnego z moją nową fascynacją biznesowym sposobem podróżowania :D Wystarczy dwuosobowy pokój i własna, w miarę możliwości czysta, łazienka (przepraszam, Panowie, Wy tego pewnie nie zrozumiecie, ale duża szansa, że Wasze Damy mi za to podziękują :D. W takim dniu raczej odpada nocna podróż pociągiem, zwłaszcza o niezbadanych jeszcze możliwościach higienicznych. I tak, to niestety był ten właśnie dzień :/ Poszliśmy więc poszukać autobusu, który zawiezie nas prosto do centrum Kolombo.

Image

Spod lotniska odchodzi miejski autobus nr 187. Udało się nam trafić (pierwsze zwycięstwo! :D i nie pokłócić z kierowcą przy kupnie biletu (według notatek bilet powinien kosztować 150, a my zapłaciliśmy grzecznie po 400 LKR. W końcu naprawdę nie mieliśmy pewności, w jakiej walucie zapisaliśmy wcześniejszą cenę :/ :D Tak więc, bezproblemowo, po jakichś 45 minutach, wysiedliśmy na przystanku Kolombo Fort. Wybraliśmy to miejsce z dwóch powodów : znajdował się tam dworzec kolejowy, poza tym w okolicach mieścił się hostel Colombo DownTown Monkey - z bardzo dobrymi opiniami na booking.com (i z łazienką! :D. I wtedy się zaczęło….:/ :D

Image

Raczej nie ma sensu szczegółowo opisywać wszystkich kłód, rzucanych nam pod nogi („Nie, nie można kupić dzień wcześniej biletu na pociąg”, „Nie, nie wiem, gdzie jest ten hostel”, „Pierwsze słyszę, nie znam”, „A to na pewno w tym mieście”? ), wystarczy powiedzieć, że gdy po dwóch godzinach mozolnego błąkania się i gubienia, w końcu trafiliśmy (tak! Hostel był jednak w tej kamieniczce, koło której przechodziliśmy już dziesięć razy!), myślałam już tylko i wyłącznie o łazience (cała tylko dla mnie!) (a tak w ogóle, to kto robi hostel z wejściem od podwórka i bez jakiegokolwiek szyldu? :/ :D Po wąskich schodach klatki schodowej wchodziliśmy z uczuciem triumfu nad przeciwnościami losu. Jeszcze tylko moment i już będziemy w czyściutkim, miłym pokoiku, gdzie w spokoju poddam się kontemplacji hormonów, przez które nie pojechaliśmy dziś dalej…

Image

Ujmę to tak : DownTown Monkey jest naprawdę przemiłym hostelem. Naprawdę. Bardzo przyjaznym i wszystkim go będę polecać. I ma ogromne, wieloosobowe, koedukacyjne pokoje. Z piętrowymi łóżkami. I z dwoma, wspólnymi prysznicami…..:/ :D I to jest super, uwielbiam takie hostele – wesołe, barwne, wielojęzyczne. Ale nie tego jednego-jedynego dnia, kiedy postanowiłam (a raczej moje ciało postanowiło :D że potrzebuje spokoju i odrobiny intymności :/ :D
Chociaż był problem z miejscem, zmartwiona właścicielka obiecała, że postara się coś zrobić (w tym czasie przyjmując odpowiednio zatroskany wyraz twarzy, w duszy powtarzałam „oby się nie udało, oby się nie udało..” :/ :D Jednak mili panowie z chyba wszystkich zakątków świata, zakrzątali się w swoim pokoju, coś poprzenosili i poprzestawiali i znaleźli dla nas miejsce na górnych łóżkach. Hura :/ :D

Nocleg ze śniadaniem – 1920 LKR. A w kolejce pod prysznic stało się tylko niecałą godzinę, więc naprawdę nie było tak źle :)


Dodaj Komentarz

Komentarze (49)

bozenak 24 maja 2019 20:51 Odpowiedz
:D W końcu jest relacja :) już się doczekać nie mogłam.
grzalka 25 maja 2019 20:19 Odpowiedz
Nareszcie, uwielbiam Twoje relacje ?
grzalka 26 maja 2019 05:08 Odpowiedz
Nareszcie, uwielbiam Twoje relacje ?
brunoj 26 maja 2019 05:08 Odpowiedz
Popcorn przygotowany, czekam na kolejną część :)
tarman 26 maja 2019 23:51 Odpowiedz
Dziwię się, że telewizje (Al-Jazira, CNN itp...) oraz producenci filmowi (Warner Bros itp...) jeszcze nie walczą o prawa do Twoich scenariuszy z relacji...Czekam na ciąg dalszy relacji... [emoji106][emoji106][emoji106]
firley7 27 maja 2019 11:14 Odpowiedz
Też czekam na dalszy ciąg.Bardzo intryguje mnie Superman w ciemnych okularach :o
vivere 28 maja 2019 22:16 Odpowiedz
Coś czuję że idziesz po kolejną wygraną :)I będzie perpetum mobile...
102470 28 maja 2019 22:18 Odpowiedz
Świetnie sie czyta! Myślałaś co by było gdyby relacja z podrozy za relacje roku została relacją roku? ;)
tarman 5 czerwca 2019 19:37 Odpowiedz
Relacja aż miło czytać [emoji106][emoji106][emoji106]Zaskocz nas i powiedz, czy wzięłaś przepis na pastę z tuńczyka, cebuli i kokosu? [emoji6]
bozenak 5 czerwca 2019 20:16 Odpowiedz
I, że niby te Melediwy takie drogie ;) ;) ;) :lol: :lol: 8-) da się za 6 stówek? Da :D :twisted: :lol:
maginiak 5 czerwca 2019 20:17 Odpowiedz
Jak zawsze czytam Twoją relację z niezwykłą przyjemnością :)Poza tym OKOŁO 674,03 zł za 3 dni na Malediwach faktycznie robi wrażenie, szacun ;)
pestycyda 5 czerwca 2019 21:26 Odpowiedz
@tarman, zaskoczę Cię.........Nie :/ :D Myślałam o tym intensywnie, ale w końcu zapomniałam :( zamierzam działać metodą prób i błędów, żeby dobrać proporcje. Jak mi się uda, to dam Ci znać. Z tym, że "zamierzam" już od sierpnia 2018 :/ :D@maginiak, wiem :D :D :D ale te podsumowania finansowe, to jedyna rzecz, w których mogę być solidna i sumienna, więc się staram :D I przeliczam z kursu dolara na dany dzień. Ale w internecie podają kursy ŚREDNIE :D :D :D @bozenak, dałoby się taniej :P gdyby płynąć promem publicznym, można oszczędzić 18 USD, a kurs na dzień zakupu USD (ale uwaga - ŚREDNI :D :D :D to 3,64 ...itp.itd...:/ :D :D :DDziękuję, że czytacie :*
dolina-welny 6 czerwca 2019 11:36 Odpowiedz
czekam na kolejne posty, szczególnie, że na Sri Lance byłam i wreszcie mogę się utożsamiać.... :)
wasil10 6 czerwca 2019 11:46 Odpowiedz
Fajna i pozytywnie napisana relacja, czekam na dalszą część ze Sri Lanką. Razi mnie tylko liczba emotek. Zdążyłem już jednak zauważyć, że taki masz styl, co nawet widać po profilowym. Nie jest to żaden atak, ani próba zmiany Twojego własnego, wypracowanego stylu, ale moje zdanie, które przelałem na "papier". No offence :)
kaya 6 czerwca 2019 19:21 Odpowiedz
ah, uwielbiam czytac Twoje relacje! Z niecierpliwoscia czekam na kolejna czesc :)
pkn-2606 6 czerwca 2019 21:36 Odpowiedz
Świetnie się czyta. Nigdy nie ciągnęło mnie na Malediwy, ale to się zmienia, dzięki tej relacji.Jak napisał @wasil sporo tych emotek "Lady of emotiokon" Do tej pory 195 razy. A jak wiemy. Wszystko co oryginalne jest lepsze: dżinsy, dolary, kompakty - Ty też! Czekam na jeszcze.
adamkru 10 czerwca 2019 08:27 Odpowiedz
"...a w kolejce pod prysznic stało się tylko niecałą godzinę, więc naprawdę nie było tak źle..."hahaha... no faktycznie dobry wynik ;-) Przez godzinę w kolejce to się jeszcze człowiek wytarza, dobrudzi.. i wtedy czujesz, że to mycie ma sens ;-)@pestycyda, masz talent! Świetna relacja. Brawo! :-)
kawon30 10 czerwca 2019 19:42 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja i bardzo fajnie się czyta, ale też po cichu liczyłem na przepis na tą genialną pastę z tuńczyka.
tarman 10 czerwca 2019 22:03 Odpowiedz
@kawon30 zastosujmy pressing jak kadra narodowa naszych kopaczy w grze do bramki "przepisu" koleżanki autorki [emoji6]
dolina-welny 13 czerwca 2019 21:56 Odpowiedz
Nie przejmuj się. Co prawda weszlismy do wlasciwej swiatyni w skale, ale za to bezczelnie nie zaplacilismy. Probowalismy znalezc kase, nigdzie nie bylo - paszcze smoka ominelismy. Przed bramka wyladowalismy miedzy wycieczka Wlochow i niechcacy weszlismy z nimi. I tak w 4 osoby zubozylismy lankijski rzad :/Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka
dolina-welny 15 czerwca 2019 00:18 Odpowiedz
Niestety, w środku świątynia byla fajna, nie bede kłamać. Ale mam na koncie przeoczenie kilku ważnych zabytków, nadrobione po wielu latach, więc wszystko przed tobą [emoji1]Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka
brunoj 16 czerwca 2019 18:50 Odpowiedz
taka wymyślona na kolanie teoria dotycząca jaszczurki - ma krótki język, więc robaczki łapie nadziewając ogonem, niczym skorpion, i do pyszczka. Ale bardziej prawdopodobne, że to po prostu wybryk natury, jak jamnik - wyraźne cechy zwierzęcia obronnego (z punktu widzenia człowieka). Łapiemy za ogon, kręcimy nad głową i niech no ktoś podejdzie.. W przypadku jaszczurki to wręcz funkcje obronno-zaczepne - jak się ogon urwie to dystans rażenia znacznie się zwiększa. A ogon potem i tak odrośnie (chociaż to może były kończyny, hmm...)
cart 21 czerwca 2019 21:27 Odpowiedz
I tak wam nieźle poszło. Ja co prawda widziałem lamparta w Afryce, ale w Yala to nawet nam przewodnik nie mówił, że jest.Najlepsze są bliskie spotkania ze słoniem.
gosiagosia 21 czerwca 2019 22:46 Odpowiedz
@pestycyda - jak zwykle Twoja relacja niezwykle barwna.Śmiałam się kiedy czytałam o pogoni za lampartem. Tez nie mogliśmy się temu nadziwić :)safari-z-dar,367,70314&p=560658&hilit=safari#p560779Gradacja naszego Josepha była taka: lampart, długo nic - lwy i hieny długo nic- nosorożec a potem tylko: "jesteście pewni że jeszcze chcecie zostać? stoimy tu już 15 minut, to tylko żyrafy, bawoły, zebry, słonie.... jest ich pełno a w CB mówią, że lampart mignął..."Kiedy mu powiedzieliśmy, że nie chcemy uganiać się za lampartem i ten ogon, który widzieliśmy na drzewie nam wystarczy był niepocieszony. Próbował nas przekonywać, że on wie lepiej bo jest super przewodnikiem. Ale my byliśmy twardzi :):) Traf chciał, ze pod koniec dnia lampart ukazał nam się w całej okazałości jak na dłoni. Joseph o mało nie zemdlał z radości. Postał z nami przez 5 minut, pozwolił nacieszyć oczy lamparcim przedstawieniem po czym rzucił w eter krótkie "czui". Po kolejnych 5 minutach na horyzoncie ukazały się tumany kurzu :D A odnośnie jaszczurki to ten ogon jest mechanizmem obronnym. W razie niebezpieczeństwa jaszczurka odrzuca ogon - ten się wije jeszcze jakiś czas i odciąga uwagę wroga a jaszczurka ucieka. Im dłuższy ogon tym lepiej udaje jaszczurkę i większe szanse ma ta właściwa już bezogoniasta zwiać drapieżcy. Ta z Twojego zdjęcia dożyje do późnej starości chyba :)
dolina-welny 26 czerwca 2019 10:07 Odpowiedz
Czy to byla Dalawella Beach, ta z zolwiami? Bylismy tam, ale zolwi nie bylo :(Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka
pestycyda 26 czerwca 2019 11:02 Odpowiedz
@dolina_welny, tak. Hostel Amal właściwie znajdował się na plaży Dalawella. Do żółwi trzeba było przejść kawałeczek dalej, jakieś 50 m. I było ich naprawdę zatrzęsienie.Tak sobie myślę, że może to zależne od terminu wizyty? Kiedy byliście? Podczas naszego pobytu nie było też za wielu turystów, może kilkanaście osób w sumie, przez te dwa dni. Możliwe, że w sezonie, gdy ludzi jest więcej, żółwie się płoszą i tam nie podpływają?
dolina-welny 26 czerwca 2019 11:22 Odpowiedz
Bylismy na przelomie kwietnia i maja w 2017Wysłane z mojego LLD-L31 przy użyciu Tapatalka
olajaw 26 czerwca 2019 11:25 Odpowiedz
@pestycyda Twoja relacja jak zwykle ze świetnym tekstem - i wzrusza, i śmieszy :) W dodatku ze znajomych miejsc <3 ps. na pocieszenie, nie jesteście sami, nam też nie było dane zobaczyć lamparta w Yala :P
malgo1987 28 czerwca 2019 10:25 Odpowiedz
Ja widziałam lamparta, a byliśmy tylko na kilkugodzinnym, porannym safari.Na dowód zdjęcia ;) Obserwowaliśmy go całkiem długo.
tiktak 29 czerwca 2019 18:43 Odpowiedz
Pestycydo!Okropnie mi się ta relacja nie podoba. :? Bardzo Cię proszę, napisz, że na Malediwach i Sri Lance jest wyjątkowo brzydko...Albo jeszcze lepiej: że strasznie tam nudno i że turyści szkodzą naturze i że lepiej, aby pojechali na Mazury.Dało by się to zrobić? :roll: Ledwo przeżyłem wyjazd dziecka do Iranu a ono wybiera się do Etiopii.I dlaczego?!Bo Pani Pestycyda tam była i zechciała to opisać...Wiem, wiem, sam sobie jestem winien, sam jej Twój tekst posunąłem :cry: :cry: :cry: A w przyszłym roku Malediwy???NIE! NIE! NIE! :roll:
ibartek 1 lipca 2019 01:16 Odpowiedz
Quote:Na pewno nie po okruchy nadziei prezentowane na spracowanej dłoni poszukiwacza, gdzieś na ulicy...okruchy nadziei, genialne. nie wiem co robisz na co dzien, ale rzuc to i zacznij robic lub pisac reportaze spoleczno-obyczajowe, albo podroznicze. serio.
bozenak 2 lipca 2019 20:01 Odpowiedz
Ja tam będę głosować na relację miesiąca :D a mam nadzieję, ze też i roku 8-) a to wszystko tym razem za to , że pozwoliłąś spełnić wyjazdowe marzenie Marcina 8-) :lol: ;) :D
frach582 2 lipca 2019 21:47 Odpowiedz
Super relacja!
maginiak 6 lipca 2019 13:16 Odpowiedz
Ech, to nie fair żeby tak ot, po prostu kończyć taką fajną relację! Nie mogłabyś jeszcze trochę popisać???
katka256 7 lipca 2019 12:12 Odpowiedz
Czy ktoś może policzył ilość emotek w całej relacji?
102470 7 lipca 2019 13:52 Odpowiedz
284 :/ ale nie wnikam czy były też cytowane, czy innych osób w komentarzu itp
katka256 7 lipca 2019 15:44 Odpowiedz
Bardzo ekspresyjna relacja, ale za to jak się czyta. Gratuluję podróży i chyba koledze Marcinowi cierpliwości :D
artom 8 lipca 2019 14:22 Odpowiedz
HejWybieramy się na Sri-Lankę w styczniu- czy jest możliwość podania kontaktu do Pana Luckiego z Kalutary w podsumowaniu?Chętnie skorzystalibyśmy z jego usług.Dzieki
pestycyda 8 lipca 2019 18:29 Odpowiedz
@artom, mam kontakt z Luckim przez WhatsApp, prześlę Ci numer w prywatnej wiadomości. Mam nadzieję, że się Wam uda umówić, będziecie zadowoleni :) I udanego pobytu na Sri Lance!@marcin.krakow, policzyłeś??? Poważnie??? :shock: @katka256, doceń proszę, że naprawdę się staram zmniejszyć ich liczbę, ale wiesz, nałogowcom jest trudniej :) A, i Marcin prosił, nie wiem czemu, żeby Ci przekazać ogromne uszanowania. I że Cię bardzo lubi :)
2catstrooper 1 września 2019 06:47 Odpowiedz
Relacja pierwsza klasa - szczegolnie smialam sie przy Malediwach. Niesamowite, ze udalo sie wam kabanosy przewiesc, bo zazwyczaj bardzo skrupulatnie szukaja swininy i alkoholu a bagazach na lotnisku w Male.Tak sobie mysle, czy by mojej relacji z Malediwow nie opisac, ale po co? Bo i tak nie bedzie az tak ekscytujaca jak Twoja ;-)
fiki 1 września 2019 22:55 Odpowiedz
pestycyda napisał:Ciekawa jestem, czy ktoś w ogóle widział lamparta w Yala w takim razie :Dudało się 3xmiśka 1xkrokodyle 0 :lol: zdjęcie z cyklu znajdź szczegół
pestycyda 2 września 2019 13:51 Odpowiedz
@Fiki, piękny wynik! Niedźwiedzia zazdroszczę! Musisz się tylko poprawić z krokodyli :DA zdjęcie...hmm, zaintrygowałeś mnie... Czy chodzi Ci o coś, co leży pod stołem? Ale lampart to raczej nie jest. Ze szczegółów, to widzę jeszcze fragment stopy :D
fiki 2 września 2019 14:22 Odpowiedz
@pestycydafakt jest trochę niewyraźnepani żółwica zdecydowała, że będzie to odpowiednie miejsce na złożenie jaj :D
romeo11 12 stycznia 2020 21:35 Odpowiedz
WitajBardzo dobra relacja . Cieszę się że natknąłem się na ten tekst w internecie bo jest mi bardzo pomocny.W sierpniu planuję wyjazd na Srilankę w 5 osób Ja z żona i trójka naszych dzieci 20, 18 i 12 lat W związku z tym mam trochę pytań i byłoby mi bardzo miło gdybym mógł trochę uzyskać dodatkowych informacji od kogoś kto był na Srilance w sierpniu.Łatwiej by było pokorespondować na mailu dlatego podaję kontakt do siebiepolom11@wp.plpozdrawiam i mam nadzieję na kontakt do CiebieRoman i Asia
b79 14 stycznia 2020 05:08 Odpowiedz
Z punktu widzenia potencjalnych wyjeżdżających na Sielankę, wszelkie pytania i odpowiedzi są mile widziane w tym temacie - ktoś może jeszcze skorzystać.
ilona0305 17 lutego 2020 14:37 Odpowiedz
Jestem pod wrażeniem! Relacja bardzo mi się podoba! Za miesiąc lecę na Sri Lankę, będzie to już 2 raz :D Uwielbiam ten kraj, naprawdę z przeogromną przyjemnością tam wracam. Bardzo chętnie skorzystałabym z usług Lucky'iego, właśnie takiej osoby szukamy :) Byłabym wdzięczna za namiary :D
ilona0305 18 lutego 2020 05:08 Odpowiedz
Jestem pod wrażeniem! Relacja bardzo mi się podoba! Za miesiąc lecę na Sri Lankę, będzie to już 2 raz :D Uwielbiam ten kraj, naprawdę z przeogromną przyjemnością tam wracam. Bardzo chętnie skorzystałabym z usług Lucky'iego, właśnie takiej osoby szukamy :) Byłabym wdzięczna za namiary :D
pestycyda 18 lutego 2020 05:08 Odpowiedz
@ilona0305 , sprawdź pocztę, wysłałam Ci wiadomość :) Udanego wyjazdu!
popcarol 3 listopada 2020 16:07 Odpowiedz
Super relacja, fajnie obejrzeć miejsca widziane trzy lata temu :) W Yala udało nam się zobaczyć ogon :) hahahahaMasz dar! Też używam emotek, w końcu po to są! :) :) :) pozdrawiam serdecznie!gdzie jedziecie teraz? już się nie mogę doczekać relacji, może pisz relacje zamiast jeździć? ;) :Pa na serio powinnaś pisać, pisać, zatrudniłabym Cię!!! co robisz zawodowo i dlaczego nie piszesz przewodników czy czegoś takiego? ;)