Jeśli ktokolwiek będzie w tamtych rejonach, to naprawdę szczerze polecam....Piękne, cudowne miejsce...A nasz gospodarz organizuje też wyprawy na Tubkal, gdyby ktoś był zainteresowany
:)
cdn.Po powrocie do hoteliku, właściciel zaproponował nam kolejny posiłek - przepyszny tajin z kurczakiem (jak nam się wydaje - własnego chowu). Trudno było odmówić
:D
Pokój, który pełnił rolę jadalni, świetlicy i recepcji
:)
Nasza (i wszystkich ewentualnych gości hotelu) łazienka. Oprócz tego, było jeszcze zamykane pomieszczenie z prysznicem (ale z lodowatą wodą). Niestety, było tak zimno, że nie skorzystaliśmy (spaliśmy w czapkach i rękawiczkach).
Wieczór spędziliśmy na naszym balkonie, powoli zaczynając się czuć coraz bardziej nieswojo. Jedliśmy i piliśmy wszystko, co nam podano (a było tego sporo), ani razu nie pytając o cenę
:D W dodatku znaleźliśmy księgę gości, w której jakiś Polak napisał, że jak przyszło mu płacić, to właściciel podał kwotę wielokrotnie wyższą od pierwotnej. Podobno była ona tak wysoka, że uciekał nocą oknem - tak przynajmniej było tam napisane :/
:D
:D W żaden sposób nie pochwalamy takiego zachowania, ale ten wpis był dla nas kroplą przelewająca czarę. Dostaliśmy ataku nerwowego śmiechu na myśl o tym, że i my jutro poprosimy o rachunek.
Rano odważyliśmy się zapytać o cenę całości. Pan, bez zmrużenia oka podał kwotę - 90 euro :/
:D (wg. booking.com miało być 18 euro za pokój i trzy śniadania. W końcowej cenie 30 euro to opłata za trekking, czyli całą resztę przejedliśmy:) Owszem, tu zdobyliśmy ładnych parę gwiazdek, ale na własne życzenie - w końcu nikt nie kazał nam zgadzać się na wszystkie propozycje posiłków, no i koniecznie PRZED trzeba było się dogadać, co do ceny. Ale nie żałujemy, było warto
:)
O 12.00 miał po nas przyjechać do Imlil kierowca (ten sam, który nas przywiózł, kuzyn właściciela). Zeszliśmy do Imlil trochę wcześniej, żeby jeszcze pozwiedzać tą cudną wioskę.
Czy to miejsce nie wygląda jak Peru?
:)
Kierowca miał zawieźć nas ponownie do Marrakeszu (300 MAD), skąd zamierzaliśmy zaraz wyruszyć autobusem Supratour do Ouarzazat.
Widoki za oknem zapierały dech w piersiach.
A to, najprawdopodobniej, nasze polskie bociany
:) w końcu był właśnie luty.
Jak już wspomniałam, kierowca nie mówił po angielsku. Natomiast słowo Supratour rozumiał, więc wiedział dokąd nas zawieźć (my też wiedzieliśmy jak wygląda dworzec Supratour, bo wysiedliśmy na nim jadąc z Eassouiry). Jednak gdy samochód się zatrzymał, niezbyt rozpoznawaliśmy miejsce. Na nasze pytania, kierowca wielokrotnie potakiwał, mówiąc Supratour, więc uznaliśmy, że może podjechaliśmy z innej strony. Jednak gdy wysiedliśmy, sprawa przestała wyglądać dobrze :/ Olbrzymi dworzec, mnóstwo różnych autobusów (ani jednego Supratour - raczej jakieś miejscowe, każdy z innej parafii) i tysiące naganiaczy, którzy momentalnie nas obskoczyli, krzycząc i proponując bilety na chyba każdy kierunek. No nie powiem - trochę byliśmy zbici z tropu, szczególnie nachalnością naganiaczy. Niektórzy po : "No, thanks" odchodzili, niestety, paru było wybitnie wytrwałych i wtedy przypomniała mi się rada Pawlikowskiej (jeśli czujesz się zagrożony, mów dużo pewnym głosem, w nieznanym twojemu rozmówcy języku). I owszem, sposób jest genialny. Nie mogę tylko do tej pory zrozumieć, czemu, zamiast krzyczeć po polsku, wymyśliłam jakiś nieistniejący język :/
:D
:D Ale podziałało. Na odchodne dostałam nawet komentarz, że jestem jak arabska turystka
:D
Udało się nam wydostać z tego dworca, a uwierzcie, koszmar tam był straszny. Policja poinformowała nas, jak dojść na dworzec Supratour i ruszyliśmy w drogę. A dumni byliśmy z siebie niesamowicie - po takiej wtopie w Imlil wreszcie postąpiliśmy asertywnie, nie daliśmy się oszukać i wepchać do jakiegoś dziwnego autobusu, jeszcze, nie daj Boże, jadącego w zupełnie innym kierunku. I tak rośliśmy, rośliśmy, aż nagle ktoś z nas zapytał :"Eeee...Czy oni przypadkiem nie mówili CTM...?" "..............:/"
:D CTM to druga sieć autobusów w Maroko, duża, wręcz europejska - czyli bezpieczna :/ Spokojnie mogliśmy pojechać z nimi. I tak nasza duma uciekła nam w pięty, ale nie byliśmy w stanie wrócić do naganiaczy. Za bardzo się wstydziliśmy
:D
Doszliśmy na "nasz" dworzec Supratour (w mękach - zarówno z powodu upału i odległości, jak i wstydu
:D Bilet do Ouarzazat - 80 MAD, czas przejazdu - 4 godziny. Przez Atlas.
Autobus ruszył i po kilkunastu minutach zatrzymał się na dworcu z którego uciekliśmy :/ i stał tam pół godziny :/
:D
:D
Sama jazda przez Atlas jest niesamowitym przeżyciem. Warto pojechać choćby po to, żeby to zobaczyć.
Czasem jedzie się dosłownie nad przepaścią, a naprawdę mocne doznania zapewnia wysokość i ostre zakręty.
Droga, jak wstążka.
Po przejechaniu szczytów, krajobraz za oknem bardzo się zmienia - ze skalistego, surowego, w bardziej pustynny.
Dojechaliśmy do Ouarzazat, ale nie mieliśmy pewności, czy w mieście jest tylko jeden przystanek, czy dwa. Chcieliśmy wysiąść bliżej hotelu, który zarezerwowaliśmy sobie noc wcześniej. Autobus zatrzymał się i większość ludzi wysiadła. "To może zapytam o te przystanki. Tylko kogo? Żeby znowu nie trafić na jakichś naganiaczy..." "To zapytaj kierowcy, tak będzie najbezpieczniej. O, tu stoi". Kierowca okazał się bardzo uprzejmy i wszystko nam wytłumaczył. Faktycznie, to był nasz przystanek i do hotelu blisko, i w ogóle jeszcze się tak rozkręcił, że tu takie wycieczki mają i można pojechać zwiedzać studia filmowe (a to faktycznie mieliśmy w planach). I tak się nam miło, bezpiecznie gawędziło, bez naganiaczy, do momentu, jak usłyszałam za plecami dźwięk. Obejrzałam się i krzyczę do kierowcy "Twój autobus odjeżdża!". Na to on, całkiem spokojnie : "Ale ja nie przyjechałem autobusem" :/
:D
:D Tak. To było ukoronowanie zbierania gwiazdek. Jesteśmy tak dobrzy, że nawet naganiacze nie muszą nas szukać. Sami ich znajdujemy, wykonując połowę ich roboty. Myślę, że powinniśmy za to dostawać jakiś procent od dochodów :/
:D
Ale, ponieważ zdążyliśmy się już oczywiście zachęcić do takiej wycieczki, słuchaliśmy dalej. Przy "kierowcy" zaraz pojawił się jego kolega i padła propozycja - jutrzejsza wycieczka za 300 MAD. Nie byliśmy jeszcze do końca przekonani, więc panowie zaproponowali nam przejście do biura, gdzie wszystko moglibyśmy ustalić. I w tym momencie już się całkowicie załamałam i prawie ze łzami w oczach wykrzyczałam do moich towarzyszy : "Błagam was! Weźmy tę wycieczkę za 300!!! Błagam was! Przecież znając nas, jak pójdziemy do biura, to zakontraktujemy jakąś za 900!" :/
:D
:D
I, oczywiście, tak się stało. Bardzo zadowoleni wyszliśmy z biura (pan nas nawet podwiózł), umówieni na kolejny poranek pod naszym hotelem. Jutro jedziemy na wycieczkę! Za 900 !!! :/
:D
:D
cdn.Byliśmy umówieni o godz. 9.00 pod naszym hotelem w Ouarzazat. Miał po nas przyjechać nasz przewodnik i kierowca - Salem, z którym wczoraj zakontraktowaliśmy całodniową wycieczkę (zwiedzanie studia filmowego, wyjazd do położonego ok. 20 km. dalej Ait Benhaddou, posiłek, przejazd "off road" oraz zwiedzanie oazy - 900 MAD).
Widok z naszego balkonu - baza wojskowa.
Pierwszym punktem programu jest Atlas Corporation Studio, miejsce, w którym kręcono m.in. "Asterixa i Obeliksa", "Kundun" oraz "Królestwo Niebieskie". Jak wyczytaliśmy w przewodniku, w studiu znajdują się scenografie z kręconych tam filmów, a zwiedzanie kosztuje 50 MAD. Jednak tego nie mogę do końca potwierdzić
:D
Podjeżdżamy pod wejście do studia i, zamiast się przy nim zatrzymać...
...skręcamy w taką drogę
:D Na nasze pełne zdziwienia pytania, Salem odpowiada, że nie ma potrzeby płacić za wjazd, skoro możemy wszystko obejrzeć "od tyłu". I faktycznie - studio jest ogromne, wprawdzie otoczone murem, ale jeśli pojedzie się wzdłuż niego, po pewnym czasie mur się po prostu kończy :/
:D
Pałac Kleopatry
Wjazd "od tyłu" umożliwia nam także takie widoki. Scenografie niszczeją, szczerze mówiąc, nie wygląda, żeby ktoś o to w ogóle dbał.
Jedziemy dalej wzdłuż studia (już "bezmurowego"), a z oddali zaczynają wyłaniać się mury "Królestwa niebieskiego".
i urządzenia do forsowania tych murów. Wrażenie niesamowite.
Auto jest nasze, to nie element scenografii
:D
Wygląda na solidny kamień
:D jak się zapuka w mur, to człowiek nagle doznaje bardzo sprzecznych odczuć - nie zgadza mu się zestawienie obrazu i dźwięku
:D (wszystko zrobione z czegoś w rodzaju styropianu/silikonu).
Całe olbrzymie studio położone jest na pustyni. Ogromna pustka, a na środku centrum filmowe. Zresztą samo otocznie również wielokrotnie "grało" w filmach. Kopczyki z kamieni oznaczają, że jest to teren prywatny.
A to widok na studio "od tyłu". Wracamy, więc mur jest już ponownie
:D
I "off road"
:)
Taką drogą, a właściwie bezdrożem
:) dojeżdżamy do Ait Benhaddou.
Absolutne "must see" w Maroku - najlepiej zachowany w okolicy ksar, w którym kręcono m.in. "Klejnot Nilu", "Gladiatora", a ostatnio - "Grę o tron".
Ksar od wewnątrz wygląda jak kopiec termitów - wąskie uliczki, które zmieniają się w podwórka domów i, prawie niezauważalnie, przechodzą w inny dom.
Wygląda zupełnie jak makieta
:)
Przed wejściem do Ait Benhaddou przewodnik przestrzegł nas, żebyśmy nie podchodzili, nie dotykali, a nawet nie patrzyli na żaden przedmiot leżący na straganach, bo nie opędzimy się od sprzedawców, a ceny, które tam obowiązują, są znacznie zawyżone, poza tym "wszystko to chłam dla turystów". Faktycznie, stoisk było całe mnóstwo, ale my, pomni przestrogi, twardo wlepialiśmy wzrok przed siebie. Natomiast nasz przewodnik bardzo dostojnie przechadzał się pomiędzy sprzedawcami, do każdego się uśmiechał i zamieniał parę słów po arabsku i wszyscy patrzyli na nas z politowaniem :/ Owszem, mamy pewne podejrzenia
:D Wiadomo, Salemowi zależało na utrzymaniu dobrych kontaktów z miejscowymi, więc co mógł im mówić ? "Naprawdę, namawiam ich jak mogę do kupowania, ale teraz trafili mi się wyjątkowo skąpi i wybredni. Są tak beznadziejni, że nawet nie chcą patrzeć na wasz towar, sami widzicie"
:D
Otoczenie, w którym znajduje się ksar, nadaje twierdzy baśniowy wygląd.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na posiłek. Myśleliśmy, że przewodnik zje razem z nami, jednak okazało się, że wszyscy przewodnicy (a było ich wielu) maja osobny stolik. Sztućce podawano tylko turystom.
A to jedyny robak widziany przez mnie w Maroku. Jako entomolog-pasjonat czułam na tej wycieczce olbrzymi niedosyt
;) Wiem, ten nie jest zbyt efektowny, ale jest JEDYNY, więc chciałam go uhonorować
:D
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Tym razem kierunek - oaza. Długa droga przez kamienistą pustynię, nagle, na samym środku niczego, pojawia się taki widok :
W tym miejscu już niedługo powstanie nowe miasteczko. Sposób budowania w Maroku mnie zafascynował - najpierw stawia się ulice, światła uliczne itp. I tak powstaje miasto-widmo - infrastruktura bez budynków. Domy stawiane są na samym końcu.
I dojeżdżamy. Kilometry przez pustkowia, a nagle taki widok. Oczy przyzwyczajone do brązów i szarości w otoczeniu nie mogły uwierzyć w nagłą orgię zieleni i błękitów. Totalnie zaskakujące i nieoczekiwane. Dobrych kilkadziesiąt minut spędziliśmy na podziwianiu tego widoku. Później wjechaliśmy do środka.
Jemalhi Mocador, ale takich rzeczy to nie widzieliśmy
:D Może dlatego, że szybko po śniadaniu wybywaliśmy zwiedzać (choć wolę myśleć, że to dlatego, że tego nie robił
:D
pestycyda napisał:Bardzo fascynował mnie sposób układania przypraw, w takie stożki. Do tej pory się zastanawiam, jak wygląda podawanie przyprawy klientowi, czy ten stożek się nie rozsypuje i czy szybko ubijają go tak ponownie
:) niestety, nie było mi dane tego zobaczyć.Zazwyczaj jest to zwykła ściema, kartonowy stożek i na nim cienka warstwa przyprawy
:)
Bardzo ciekawa relacja! Aż sam odświeżyłem swoje wspomnienia
:).Jedno info z mojej strony - te stożki z przyprawami to metalowe formy pokryte klejem, które zostały obsypane konkretną przyprawą
:D. Ale spoko, też dałem się na to nabrać
;).
świetna relacja i zdjęcia, odżyły wspomnienia
:)byłem w Imlil we wrześniu 3 dni - miejsce jest magiczne, dość często pomijane przy planowaniu dłuższego wyjazdu a jednak tak blisko Marrakeszu że naprawdę szkoda nie podjechać chociaż na 1 dzień.My również mieliśmy przygodę z noclegiem - nie mieliśmy nic zarezerwowane i pierwszy naciągacz zaprowadził nas na wzgórze za Imlil do największej nory jaką w życiu widziałem (niestety żadna jego cena nie została przez nas zaakceptowana i musieliśmy się rozstać - wolałbym chyba spać pod chmurką
;-) - przyjemność kosztowała naszą czwórkę chyba 40 MAD 'napiwku' i znoszenie bagaży ze wzgórza..(na górę wjechały mułami) - gratis uczestniczenie w muzułmańskim pogrzebie.Ostatecznie wylądowaliśmy w połowie drogi z Imlil do Mazik u Mohammeda który aktualnie ogłasza się rownież na booking - jednak tam ceny są dwukrotnie wyższe niż na miejscu. Podobnie jak Ty chcieliśmy nocleg ze śniadaniem, a skończyło się na 2 noclegach, śniadaniach, obiadokolacjach, 2 mułach, przewodniku i całodniowej wycieczce po okolicy i na koniec taxi do Marrakeszu
:)Ostateczną cenę udało się utargować do jakichś rozsądnych kwot (jeśli dobrze pamiętam 400 MAD za osobę za wszystko) - więc polecam próbować i koniecznie ZAWSZE pytać o cenę przed każdym posiłkiem - u nas zdażało się że tajin kolejnego dnia kosztował 60 a nie 50 (bo z jagnięciny, a to droższe niż kurczak
:)), zupa 6 a nie 5 i nawet woda 10 pomimo sklepu za domem w którym synowie gospodarza sprzedawali za 5 MAD...
Dziękuję za miłe słowa
:)rafal.is napisał: te stożki z przyprawami to metalowe formy pokryte klejem Teraz to już wiem :/ świat stracił trochę ze swojej magii :/
:D Sorvali - opowiedz to koniecznie, bo widzę, że i Ty miałeś w Imlil dosyć ciekawe przejścia
:D cappricio napisał: bardzo dowcipna relacja
:DSamo życie, panie, samo życie
:D Myślę, że w weekend ogarnę relację do końca, pozdrawiam
:)
Zabawna relacja, super! a jeszcze przyjemniej się czyta, że pól roku wcześniej też zwiedzaliśmy Maroko więc wiemy o czym piszesz
;) czekam na opis imprezy urodzinowej
;)PS. pestycyda napisał: zwiedzanie kosztuje 50 MAD. Jednak tego nie mogę do końca potwierdzić
:D Potwierdzam, 50MAD/os z przewodnikiem tu możecie dodać sobie gwiazdkę, oni za wstęp tam nie zapłacili, ale Wy im tak
;)
Dziękuję
:) miło wiedzieć, że ktoś to czyta
:)AJAJ napisał:tu możecie dodać sobie gwiazdkę, oni za wstęp tam nie zapłacili, ale Wy im tak
;)Chyba odjąć gwiazdkę?
:) bo zwiedzaliśmy studio filmowe za darmo
:)
pestycyda napisał:Dziękuję
:) miło wiedzieć, że ktoś to czyta
:)AJAJ napisał:tu możecie dodać sobie gwiazdkę, oni za wstęp tam nie zapłacili, ale Wy im tak
;)Chyba odjąć gwiazdkę?
:) bo zwiedzaliśmy studio filmowe za darmo
:)Za darmo powiadasz
:) A nie zapłaciliście nawet podwójnej ceny, z tą różnicą, że zamiast w kasie studia, w kasie biura, które organizowało wycieczkę ?;)
CześćSuper czyta się waszą relację - traktuję ją trochę jako przewodnik bo wybieramy się w tym roku do Maroko - końcem sierpnia, już bilety kupione i opracowujemy trasę
:)Czy mogłabyś zrobic jakies podsumowanie dot noclegów? nazwy hoteli, ich cena i czy było warto i polecacie?Czy podliczyliście może ile kosztowała was cała wyprawa do Maroko? ;>Miejsca które szczególnie trzeba odwiedzić i te które można wg Was odpuścic na rzecz czegoś ciekawszego?PozdrawiamMaxima
Maxima, zrobię podsumowanie jakoś na dniach. Teraz niestety pochłania mnie praca :/ Trudno jest komuś doradzić, bo każdy ma inny gust i oczekiwania, również pod względem standardów.Ale jeżeli mam Wam radzić na szybko i od serca - to uwzględnijcie w podróży Imlil. Nas to miejsce powaliło na kolana i chcielibyśmy tam kiedyś wrócić. Pozdrawiam i zazdroszczę, że lecicie do Maroka
:)
Dzięki za odpowiedź. Mamy już bilety do Tangeru i trasę planujemy dość ambitną - mam wrażenie że trzeba będzie z jednych rzeczy zrezygnować na rzecz innych...pierwszą część wyprawy na pewno potraktujemy po macoszemu (choć w Szawszawan szkoda byłoby nie spędzić dłuższej chwili...). mam wrażenie, że prawdziwe zwiedzanie zacznie się od Merzouga (i tu staram sie dotrzeć do jakiś fajnych organizatorów noclegów na pustyni i ewentualnych atrakcji w atrakcyjnej cenie - kto zna jakieś konkretne info bardzo proszę o namiary, wolałabym coś sprawdzonego niż wyszukanego w ciemno na internecie)... no i planujemy wylecieć z Marrakeshu ale Assawira i Legzira strasznie kuszą...tak wiem wiem... to nie chodzi o to żeby "zaliczać" ipotem się chwalić gdzie się było
:P ale tak ciężko zrobić jakąś porządną selekcje!!chciałabym mniej więcej przewidzieć ile realnie jesteśmy w stanie w ciągu dnia zobaczyć i ile przejechać i podzielić tą trasę na dni... przewidzieć mniej więcej gdzie będziemy nocować i wcześniej zorientować się w hotelach, żeby potem nie tracić czasu na szukanie czegoś w rozsądnej cenie.. https://maps.google.pl/maps?saddr=Tange ... =9&t=m&z=7będę baaardzo wdzięczna za wszelkie rady
:)odsyłam do dokładniejszego planu trasy jaka wczoraj powstał i oczywiście w dalszym ciągu liczę na rady (Imlil zaklepany;) dzięki)viewtopic.php?f=348&p=384972#p384972
Rewelacyjna relacja, lekka, bez pompy, naturalna, dzięki czemu człowiek czuje, jakby był z Wami i kibicuje, by Was nie obdarli z kolejnych pieniędzy
;)
Znalazłam paragon z marketu w Maroku i zmotywowało mnie to do tego, aby zrobić finansowe podsumowanie wyjazdu (z VAT-em
:P ). Może się komuś przyda
:)Bilet lotniczy : 1 059 złWszystkie podróże w Maroku (taksówki i autobusy) : 326, 34 złNoclegi (w każdym przypadku ze śniadaniem, a w Imlil z całodziennym wyżyw...tfu, obżarstwem
:D : 289, 80 złAtrakcje (trekking, wycieczka w Ouarzazate, alkohol na imprezę) : 180, 56Czyli całość (na osobę): 1 855,70 zł.Oprócz tego trochę zakupów żywieniowych w marketach, parę posiłków w lokalnych knajpkach (wybieraliśmy te, w których siedzą miejscowi - czyli tańsze), duuuże zakupy do Polski : ok 400 zł.Polecam wszystkie hotele, w których spaliśmy. Gdybym mogła jeszcze raz planować ten wyjazd, niczego bym nie zmieniła (no, może w Imlil dopytałabym się o ceny przed
:D A tu parę cen z marketowego paragonu :anchois 100 g. - 9.90 MADdżem figowy - 6.50 MADL&M - 25 MADChałwa w puszce 400 g - 29.90 MADOlejek arganowy do twarzy - 34.90 MADOliwki (niestety, nie wiem ile dokładnie, ale były tam trzy pełne worki trzech różnych gatunków - spokojnie ze 2 kg) - 40 MADOlejek do włosów 200 ml - 23.90 MADsardynki w puszce - 4.90 MADsardynki w puszce do tajin - 6.50 MADHerbata zielona 125 g. - 7 MADHerbata (do "berberyjskiej whisky") - 25 MADPrzyprawy - od 3 do 15 MADI teraz już wszyscy wiedzą, co kupowałam :/
:D
Świetna relacja, fajnie się ją czyta, a ilość zdjęć pozwala poczuć klimat tej podróży. Wypad do Maroko planuję na koniec następnego roku i na bank wezmę pod uwagę wskazówki zawarte w relacji.
A ile dalibyście mi gwiazdek za nocleg w chatce za 250 MAD/2 os z tak full wypas łazienką?Jest to połączenie toalety z prysznicem. Ręcznik w cenie.
:D
:D Pomieszczenie jest tak małe, że aparat nie objął tego ustrojstwa na raz.
I meczet.
Szpital
i szkoła.
Jeśli ktokolwiek będzie w tamtych rejonach, to naprawdę szczerze polecam....Piękne, cudowne miejsce...A nasz gospodarz organizuje też wyprawy na Tubkal, gdyby ktoś był zainteresowany :)
cdn.Po powrocie do hoteliku, właściciel zaproponował nam kolejny posiłek - przepyszny tajin z kurczakiem (jak nam się wydaje - własnego chowu). Trudno było odmówić :D
Pokój, który pełnił rolę jadalni, świetlicy i recepcji :)
Nasza (i wszystkich ewentualnych gości hotelu) łazienka. Oprócz tego, było jeszcze zamykane pomieszczenie z prysznicem (ale z lodowatą wodą). Niestety, było tak zimno, że nie skorzystaliśmy (spaliśmy w czapkach i rękawiczkach).
Wieczór spędziliśmy na naszym balkonie, powoli zaczynając się czuć coraz bardziej nieswojo. Jedliśmy i piliśmy wszystko, co nam podano (a było tego sporo), ani razu nie pytając o cenę :D W dodatku znaleźliśmy księgę gości, w której jakiś Polak napisał, że jak przyszło mu płacić, to właściciel podał kwotę wielokrotnie wyższą od pierwotnej. Podobno była ona tak wysoka, że uciekał nocą oknem - tak przynajmniej było tam napisane :/ :D :D W żaden sposób nie pochwalamy takiego zachowania, ale ten wpis był dla nas kroplą przelewająca czarę. Dostaliśmy ataku nerwowego śmiechu na myśl o tym, że i my jutro poprosimy o rachunek.
Rano odważyliśmy się zapytać o cenę całości. Pan, bez zmrużenia oka podał kwotę - 90 euro :/ :D (wg. booking.com miało być 18 euro za pokój i trzy śniadania. W końcowej cenie 30 euro to opłata za trekking, czyli całą resztę przejedliśmy:)
Owszem, tu zdobyliśmy ładnych parę gwiazdek, ale na własne życzenie - w końcu nikt nie kazał nam zgadzać się na wszystkie propozycje posiłków, no i koniecznie PRZED trzeba było się dogadać, co do ceny. Ale nie żałujemy, było warto :)
O 12.00 miał po nas przyjechać do Imlil kierowca (ten sam, który nas przywiózł, kuzyn właściciela). Zeszliśmy do Imlil trochę wcześniej, żeby jeszcze pozwiedzać tą cudną wioskę.
Czy to miejsce nie wygląda jak Peru? :)
Kierowca miał zawieźć nas ponownie do Marrakeszu (300 MAD), skąd zamierzaliśmy zaraz wyruszyć autobusem Supratour do Ouarzazat.
Widoki za oknem zapierały dech w piersiach.
A to, najprawdopodobniej, nasze polskie bociany :) w końcu był właśnie luty.
Jak już wspomniałam, kierowca nie mówił po angielsku. Natomiast słowo Supratour rozumiał, więc wiedział dokąd nas zawieźć (my też wiedzieliśmy jak wygląda dworzec Supratour, bo wysiedliśmy na nim jadąc z Eassouiry). Jednak gdy samochód się zatrzymał, niezbyt rozpoznawaliśmy miejsce. Na nasze pytania, kierowca wielokrotnie potakiwał, mówiąc Supratour, więc uznaliśmy, że może podjechaliśmy z innej strony. Jednak gdy wysiedliśmy, sprawa przestała wyglądać dobrze :/ Olbrzymi dworzec, mnóstwo różnych autobusów (ani jednego Supratour - raczej jakieś miejscowe, każdy z innej parafii) i tysiące naganiaczy, którzy momentalnie nas obskoczyli, krzycząc i proponując bilety na chyba każdy kierunek. No nie powiem - trochę byliśmy zbici z tropu, szczególnie nachalnością naganiaczy. Niektórzy po : "No, thanks" odchodzili, niestety, paru było wybitnie wytrwałych i wtedy przypomniała mi się rada Pawlikowskiej (jeśli czujesz się zagrożony, mów dużo pewnym głosem, w nieznanym twojemu rozmówcy języku). I owszem, sposób jest genialny. Nie mogę tylko do tej pory zrozumieć, czemu, zamiast krzyczeć po polsku, wymyśliłam jakiś nieistniejący język :/ :D :D Ale podziałało. Na odchodne dostałam nawet komentarz, że jestem jak arabska turystka :D
Udało się nam wydostać z tego dworca, a uwierzcie, koszmar tam był straszny. Policja poinformowała nas, jak dojść na dworzec Supratour i ruszyliśmy w drogę. A dumni byliśmy z siebie niesamowicie - po takiej wtopie w Imlil wreszcie postąpiliśmy asertywnie, nie daliśmy się oszukać i wepchać do jakiegoś dziwnego autobusu, jeszcze, nie daj Boże, jadącego w zupełnie innym kierunku. I tak rośliśmy, rośliśmy, aż nagle ktoś z nas zapytał :"Eeee...Czy oni przypadkiem nie mówili CTM...?" "..............:/" :D CTM to druga sieć autobusów w Maroko, duża, wręcz europejska - czyli bezpieczna :/ Spokojnie mogliśmy pojechać z nimi.
I tak nasza duma uciekła nam w pięty, ale nie byliśmy w stanie wrócić do naganiaczy. Za bardzo się wstydziliśmy :D
Doszliśmy na "nasz" dworzec Supratour (w mękach - zarówno z powodu upału i odległości, jak i wstydu :D Bilet do Ouarzazat - 80 MAD, czas przejazdu - 4 godziny. Przez Atlas.
Autobus ruszył i po kilkunastu minutach zatrzymał się na dworcu z którego uciekliśmy :/ i stał tam pół godziny :/ :D :D
Sama jazda przez Atlas jest niesamowitym przeżyciem. Warto pojechać choćby po to, żeby to zobaczyć.
Czasem jedzie się dosłownie nad przepaścią, a naprawdę mocne doznania zapewnia wysokość i ostre zakręty.
Droga, jak wstążka.
Po przejechaniu szczytów, krajobraz za oknem bardzo się zmienia - ze skalistego, surowego, w bardziej pustynny.
Dojechaliśmy do Ouarzazat, ale nie mieliśmy pewności, czy w mieście jest tylko jeden przystanek, czy dwa. Chcieliśmy wysiąść bliżej hotelu, który zarezerwowaliśmy sobie noc wcześniej. Autobus zatrzymał się i większość ludzi wysiadła. "To może zapytam o te przystanki. Tylko kogo? Żeby znowu nie trafić na jakichś naganiaczy..." "To zapytaj kierowcy, tak będzie najbezpieczniej. O, tu stoi". Kierowca okazał się bardzo uprzejmy i wszystko nam wytłumaczył. Faktycznie, to był nasz przystanek i do hotelu blisko, i w ogóle jeszcze się tak rozkręcił, że tu takie wycieczki mają i można pojechać zwiedzać studia filmowe (a to faktycznie mieliśmy w planach). I tak się nam miło, bezpiecznie gawędziło, bez naganiaczy, do momentu, jak usłyszałam za plecami dźwięk. Obejrzałam się i krzyczę do kierowcy "Twój autobus odjeżdża!". Na to on, całkiem spokojnie : "Ale ja nie przyjechałem autobusem" :/ :D :D
Tak. To było ukoronowanie zbierania gwiazdek. Jesteśmy tak dobrzy, że nawet naganiacze nie muszą nas szukać. Sami ich znajdujemy, wykonując połowę ich roboty. Myślę, że powinniśmy za to dostawać jakiś procent od dochodów :/ :D
Ale, ponieważ zdążyliśmy się już oczywiście zachęcić do takiej wycieczki, słuchaliśmy dalej. Przy "kierowcy" zaraz pojawił się jego kolega i padła propozycja - jutrzejsza wycieczka za 300 MAD. Nie byliśmy jeszcze do końca przekonani, więc panowie zaproponowali nam przejście do biura, gdzie wszystko moglibyśmy ustalić. I w tym momencie już się całkowicie załamałam i prawie ze łzami w oczach wykrzyczałam do moich towarzyszy : "Błagam was! Weźmy tę wycieczkę za 300!!! Błagam was! Przecież znając nas, jak pójdziemy do biura, to zakontraktujemy jakąś za 900!" :/ :D :D
I, oczywiście, tak się stało. Bardzo zadowoleni wyszliśmy z biura (pan nas nawet podwiózł), umówieni na kolejny poranek pod naszym hotelem. Jutro jedziemy na wycieczkę! Za 900 !!! :/ :D :D
cdn.Byliśmy umówieni o godz. 9.00 pod naszym hotelem w Ouarzazat. Miał po nas przyjechać nasz przewodnik i kierowca - Salem, z którym wczoraj zakontraktowaliśmy całodniową wycieczkę (zwiedzanie studia filmowego, wyjazd do położonego ok. 20 km. dalej Ait Benhaddou, posiłek, przejazd "off road" oraz zwiedzanie oazy - 900 MAD).
Widok z naszego balkonu - baza wojskowa.
Pierwszym punktem programu jest Atlas Corporation Studio, miejsce, w którym kręcono m.in. "Asterixa i Obeliksa", "Kundun" oraz "Królestwo Niebieskie". Jak wyczytaliśmy w przewodniku, w studiu znajdują się scenografie z kręconych tam filmów, a zwiedzanie kosztuje 50 MAD. Jednak tego nie mogę do końca potwierdzić :D
Podjeżdżamy pod wejście do studia i, zamiast się przy nim zatrzymać...
...skręcamy w taką drogę :D Na nasze pełne zdziwienia pytania, Salem odpowiada, że nie ma potrzeby płacić za wjazd, skoro możemy wszystko obejrzeć "od tyłu". I faktycznie - studio jest ogromne, wprawdzie otoczone murem, ale jeśli pojedzie się wzdłuż niego, po pewnym czasie mur się po prostu kończy :/ :D
Pałac Kleopatry
Wjazd "od tyłu" umożliwia nam także takie widoki. Scenografie niszczeją, szczerze mówiąc, nie wygląda, żeby ktoś o to w ogóle dbał.
Jedziemy dalej wzdłuż studia (już "bezmurowego"), a z oddali zaczynają wyłaniać się mury "Królestwa niebieskiego".
i urządzenia do forsowania tych murów. Wrażenie niesamowite.
Auto jest nasze, to nie element scenografii :D
Wygląda na solidny kamień :D jak się zapuka w mur, to człowiek nagle doznaje bardzo sprzecznych odczuć - nie zgadza mu się zestawienie obrazu i dźwięku :D (wszystko zrobione z czegoś w rodzaju styropianu/silikonu).
Całe olbrzymie studio położone jest na pustyni. Ogromna pustka, a na środku centrum filmowe. Zresztą samo otocznie również wielokrotnie "grało" w filmach.
Kopczyki z kamieni oznaczają, że jest to teren prywatny.
A to widok na studio "od tyłu". Wracamy, więc mur jest już ponownie :D
I "off road" :)
Taką drogą, a właściwie bezdrożem :) dojeżdżamy do Ait Benhaddou.
Absolutne "must see" w Maroku - najlepiej zachowany w okolicy ksar, w którym kręcono m.in. "Klejnot Nilu", "Gladiatora", a ostatnio - "Grę o tron".
Ksar od wewnątrz wygląda jak kopiec termitów - wąskie uliczki, które zmieniają się w podwórka domów i, prawie niezauważalnie, przechodzą w inny dom.
Wygląda zupełnie jak makieta :)
Przed wejściem do Ait Benhaddou przewodnik przestrzegł nas, żebyśmy nie podchodzili, nie dotykali, a nawet nie patrzyli na żaden przedmiot leżący na straganach, bo nie opędzimy się od sprzedawców, a ceny, które tam obowiązują, są znacznie zawyżone, poza tym "wszystko to chłam dla turystów". Faktycznie, stoisk było całe mnóstwo, ale my, pomni przestrogi, twardo wlepialiśmy wzrok przed siebie. Natomiast nasz przewodnik bardzo dostojnie przechadzał się pomiędzy sprzedawcami, do każdego się uśmiechał i zamieniał parę słów po arabsku i wszyscy patrzyli na nas z politowaniem :/ Owszem, mamy pewne podejrzenia :D Wiadomo, Salemowi zależało na utrzymaniu dobrych kontaktów z miejscowymi, więc co mógł im mówić ? "Naprawdę, namawiam ich jak mogę do kupowania, ale teraz trafili mi się wyjątkowo skąpi i wybredni. Są tak beznadziejni, że nawet nie chcą patrzeć na wasz towar, sami widzicie" :D
Otoczenie, w którym znajduje się ksar, nadaje twierdzy baśniowy wygląd.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na posiłek. Myśleliśmy, że przewodnik zje razem z nami, jednak okazało się, że wszyscy przewodnicy (a było ich wielu) maja osobny stolik. Sztućce podawano tylko turystom.
A to jedyny robak widziany przez mnie w Maroku. Jako entomolog-pasjonat czułam na tej wycieczce olbrzymi niedosyt ;) Wiem, ten nie jest zbyt efektowny, ale jest JEDYNY, więc chciałam go uhonorować :D
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Tym razem kierunek - oaza.
Długa droga przez kamienistą pustynię, nagle, na samym środku niczego, pojawia się taki widok :
W tym miejscu już niedługo powstanie nowe miasteczko. Sposób budowania w Maroku mnie zafascynował - najpierw stawia się ulice, światła uliczne itp. I tak powstaje miasto-widmo - infrastruktura bez budynków. Domy stawiane są na samym końcu.
I dojeżdżamy.
Kilometry przez pustkowia, a nagle taki widok. Oczy przyzwyczajone do brązów i szarości w otoczeniu nie mogły uwierzyć w nagłą orgię zieleni i błękitów. Totalnie zaskakujące i nieoczekiwane.
Dobrych kilkadziesiąt minut spędziliśmy na podziwianiu tego widoku. Później wjechaliśmy do środka.