+4
pestycyda 26 listopada 2015 23:39
Podtytuł relacji : 4 500 km, 92 godziny w aucie:)
Wprawdzie tym razem podczas naszej podróży nawet nie zobaczyliśmy samolotu, ale odwiedziliśmy tyle miejsc, że chciałabym się tym z Wami podzielić:) Poza tym, mam nadzieję, że kolega Marcin dopisze parę zdań na temat prowadzenia auta w każdym z odwiedzonych krajów. Ja nie mogę - tzn. mogę, ale byłby to bardzo krótki opis : "O nie, nieeee...Gdzie jedziesz???...Spokojnie...spokojnie...nie ma mnie tu...nie ma mnie tu...." :D

Czas pobytu : 25.07 - 9.08
Odwiedzone miejsca : Serbia, Kosowo, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Węgry.
Uczestnicy wycieczki : kolega Marcin, Opel Astra, dwa przewodniki i ja :)

Image

Ponieważ do naszego ostatniego wyjazdu przygotowaliśmy się bardzo gruntownie i wiadomo, co z tego wyszło (patrz : Maroko), tym razem postanowiliśmy powrócić do ulubionego sposobu podróżowania, czyli "idź na żywioł". Dużą nadzieję pokładaliśmy w przewodnikach, które zakupiłam dzień przed wyjazdem - jeden to "Bałkany", a drugi "Albania". Natomiast wyjątkowo dobrze przyłożyliśmy się tym razem do pakowania :D Chyba pierwszy raz w życiu jechaliśmy tylko we dwójkę dosyć dużym autem, co okazało się pułapką :D Po tylu razach ograniczania ilości bagażu, wreszcie poczułam się jak w raju :D Nie będę Wam wymieniać wszystkich niepotrzebnych rzeczy, które zabraliśmy, kierując się zasadą "a, co tam. Mamy miejsce". Napomknę tylko o 3 (słownie : trzech) dużych grach planszowych, które zabrałam na wypadek, gdyby nam się nudziło wieczorami :D

Wyjechaliśmy o 3 w nocy. Droga mijała dość szybko (szczególnie dla kogoś, kto mógł spać na fotelu pasażera :) Słowacja, Węgry. Pierwszy nocleg chcieliśmy spędzić już w Serbii, więc kupiliśmy winietę na węgierską autostradę (ważna miesiąc - 22 euro). Przed samą granicą wzięliśmy autostopowiczów i był to niestety ostatni raz, kiedy mogliśmy kogoś podwieźć (to jest nie do uwierzenia, jak szybko rzeczy z bagażnika puchną i przemieszczają się na tylne siedzenia :/ i na całe auto :/ bałam się, że w końcu zabraknie miejsca i dla mnie :/ :D

Image

Waluta w Serbii to dinar. 5 zł = ok. 142 dinary serbskie.

Parę dni przed wyjazdem zarezerwowaliśmy na booking.com pierwszy nocleg - w Nowym Sadzie. Koszt : 2200 dinarów za dwuosobowy pokój ze śniadaniem. Mieliśmy świadomość, że mamy ambitny plan na odwiedzenie tylu krajów i bardzo mało czasu. Jedyną sensowną opcją było więc szukanie noclegów na bieżąco - w zależności od tego, czy w danym miejscu będzie się nam podobało, czy nie. Co do Nowego Sadu nie mieliśmy wątpliwości - w końcu w przewodniku stało jak byk " jedno z najładniejszych miejsc w kraju" :)
Znaleźliśmy nasz hostel - przy samej drodze, stosunkowo niedaleko od centrum, pokoik mały, ale przyjemny. Szybki prysznic i ruszyliśmy zwiedzać.

Image

Pani z naszego hostelu objaśniła nam, że do centrum najłatwiej dostać się autobusem. Faktycznie - ok. 10 min jazdy, bilet 55 dinarów, kupowany u kierowcy.

Image
To chyba sieciówka, bo w wielu miejscach widzieliśmy te piekarnie.

Image
Centrum Nowego Sadu.

Image
W Serbii warto znać język rosyjski, a przynajmniej cyrylicę.

Image

Centrum Nowego Sadu rzeczywiście jest bardzo ładne. Odrestaurowane, oświetlone, mnóstwo kawiarni i kawiarenek, kolorowych parasolek...Troszeczkę się jednak zawiedliśmy na naszym przewodniku. Oczekiwaliśmy raczej czegoś innego - klimatów, jakiejś takiej "prawdziwości" (hm...teraz już wiem, jak dużo prawdy jest w przysłowiu "uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić" :D Zazwyczaj tego szukamy podczas naszych podróży. Zjedliśmy więc tylko pizzę (2 kawałki + cola - 510 dinarów) i postanowiliśmy się nieco oddalić od centrum.

Image

Image

Im dalej od głównego deptaku, tym było dla nas ładniej.
Image

Planowaliśmy odwiedzić też twierdzę Petrovaradin, do której trzeba dojść mostem nad Dunajem.
Image

Jednak gdy przeszliśmy most, naszą uwagę przykuły małe uliczki, które wyglądały bardzo prawdziwie i bardzo "nie-turystycznie". I tak jakoś się stało, że zamiast skręcić w prawo, do twierdzy, skręciliśmy w lewo :)
Image

Image

I pewnie tak byśmy spokojnie napawali się tymi widokami, gdyby nie pewien płot, który bardzo nas zaciekawił.

Image

Niestety, ten napis obudził w nas żyłkę detektywistyczną, adrenalina podskoczyła, no i cóż mogę powiedzieć? :D

Image

Image

Sesja fotograficzna trwałaby dłużej, gdyby nie fakt, że podglądając wnętrze przez nieco spróchniałe i rozklekotane deski płotu, zauważyliśmy żołnierza, który dość energicznie zaczął się zbliżać w kierunku bramki. Trzeba jednak przyznać, że budynek robił bardzo mroczne wrażenie - jak XIX-wieczne obrośnięte winoroślami dworki, w których szaleni naukowcy robią swoje zakazane eksperymenty.
Ruszyliśmy dość szybko przed siebie.

Image
Dowód na to, jak szybko JA ruszyłam przed siebie - fotograf został dobrych parę metrów z tyłu :D
Po przejściu tunelu okazało się, że właściwie jesteśmy na boku twierdzy. I że ta twierdza jest naprawdę olbrzymia. I że jej boki zdecydowanie nie są do zwiedzania. Fragmenty murów połączone były zarośniętą siatką. W ten sposób odgrodzony został ogromny teren, pełen górek, zarośli, zdziczałych drzew...

Image

Z chodnika widać było tabliczki na siatce. Oczywiście ostrzegawcze. Nie wiem dlaczego nam się tak dzieje, ale niestety zazwyczaj w takich sytuacjach reagujemy odruchowo, tzn. jeśli chcesz nas koniecznie gdzieś zaprosić, wywieś tabliczkę : zakaz wstępu:/ a najlepiej : pod kara śmierci :/ reagujemy wtedy instynktownie :/ :D I oczywiście przedarliśmy się z chodnika przez trawy pod siatkę, na kolejną pozorowaną sesję zdjęciową (czyli uparta dziewczyna koniecznie-och-koniecznie musi mieć zdjęcie pod tą właśnie siatką. I kropka. A tabliczki? Jakie tabliczki? Nic o tym nie wiem :D
I gdy się tak wdzięcznie wyginałam na prawo i lewo, kątem oka zauważyłam ruch za siatką. I usłyszałam przenikliwy gwizd. Mały punkcik w oddali zaczął się bardzo szybko przemieszczać w naszym kierunku i po paru sekundach pod siatką przeczołgał się duży pies. Lubię zwierzęta i pochlebiam sobie, że dużo wiem o ich zachowaniu. Ten nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Poznałam to po warczeniu, skakaniu i próbach ugryzienia :/ :D Ruch na chodniku jakby zamarł. Przechodnie przeszli na drugą stronę ulicy i zniknęli. A kątem oka cały czas widzieliśmy stojącą na wzgórzu, daleko za siatką, nieruchomą postać...Pierwsze sekundy były straszne. Pies dociskał nas do siatki, odcinając drogę odwrotu. Wiem, że psy wyczuwają strach, więc siłą woli zmuszałam się do myślenia o czymś przyjemnym (w tym przypadku był to mój kot - nie wiem, czy to był najlepszy pomysł :D Po chwili jednak zauważyliśmy ciekawą rzecz - pies warczał, był ewidentnie niezbyt przyjaźnie do nas nastawiony, próbował gryźć skacząc, jednak zawsze w ostatnim momencie się wycofywał, nie dotykając nas nawet zębami. Powoli - powoli zaczęliśmy się wycofywać. Gdy doszliśmy (i otarliśmy pot z karków) do chodnika, pies momentalnie zniknął za siatką. Postać na wzgórzu zniknęła dopiero wtedy, gdy wchodziliśmy z powrotem do tunelu, którym tu przyszliśmy. I wtedy uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy w życiu ktoś mnie poważnie poszczuł psem. I oczywiście miał do tego pełne prawo - po co pchaliśmy się tam, gdzie nie trzeba. Jednak do tej pory mój podziw budzi fakt, jak doskonale ten pies był wyszkolony. Nie dostał polecenia : ugryź (na szczęście) i nie zrobił tego, ale cofał zęby dosłownie sekundę przed uderzeniem w ciało.

Image
W bezpieczniejszym rejonie - to "legalne" wejście do twierdzy.

Cóż mogliśmy więcej zrobić? Trzeba było wrócić do turystycznego centrum.
Image

I odreagować przeżyty stres :D
Image
Przepiękna uliczka, na której znajdują się knajpki stylizowane na standardowe lokale z różnych stron świata - był i irlandzki pub, i włoska knajpka. A 4 sztuki antystresowego napoju kosztowały 700 dinarów :)

C.D.N.Dziękuję za miłe słowa :) to bardzo motywuje do dalszego pisania :)

correos napisał:
moj ulubiony wariant podrozowania
Idź na żywioł, czy autem? :)

Wieczorem dosyć nerwowo przeglądaliśmy przewodnik, a w głowach kołatało nam się jedno pytanie : co dalej? Nie będę ukrywać - Serbia miała stanowić tylko wstęp do naszej podróży, więc nie mogliśmy i nie chcieliśmy spędzić tu zbyt dużo czasu. Wiedzieliśmy na pewno, że Belgradu zwiedzać nie będziemy (nie dlatego, że nie jest ciekawy, albo coś. Po prostu wiedzieliśmy, że możemy poświęcić na niego maksymalnie pół dnia, a to prawie nic na tak duże miasto. Szkoda nam było go sobie "wytracać". Uznaliśmy, że będziemy polować na tanie loty i może kiedyś uda się wyskoczyć tylko do Belgradu na cały weekend). Znaleźliśmy natomiast w przewodniku bardzo polecane Smederevo (cyt. "jedno z najstarszych i najsłynniejszych serbskich miast"), wiec decyzja zapadła :)

Image
Rano pierwszy burek w przydrożnej piekarni (1 z mięsem, 1 z serem, 2 razy napój - 350 dinarów) i wjechaliśmy na autostradę do Belgradu (bramka - 240 dinarów).

Image

Przejazd obrzeżami Belgradu.

Image

Image

A to już Smederevo.
Image

Bardzo urokliwe, wręcz pocztówkowe miasteczko. Przypominało mi trochę miasta na Słowacji.
Image

Trochę na poboczu, zaraz za dworcem kolejowym, znajduje się twierdza obronna. Ogromne mury, w różnym stopniu zachowane, otaczają coś w rodzaju parku, placu zabaw i miejsca spacerowego dla mieszkańców.

Image

Image

Image

Na mnie ten kompleks robił dużo większe wrażenie z zewnątrz, niż w środku. Zestawienie XV-wiecznych murów z przerdzewiałymi, starymi wagonami wywierało dużo większy efekt, niż ugładzony, przygotowany dla wygody turystów środek. I tu właśnie poczułam ogromny dysonans pomiędzy własnymi oczekiwaniami, a "dobrem ludzkości". To świetnie, że Serbowie dbają o takie kompleksy, restaurują, przygotowują dla turystów. Świetnie, bo za tym idą pieniądze dla kraju, zabytek nie niszczeje, turyści przyjeżdżają, jest ruch i rozwój. Ale...ale ja nie chcę oglądać "ugrzecznionego" muru, niezbyt odnajduję się w muzeach, nie do końca je czuję i rozumiem... I jak z tego wybrnąć?

Image

Image
Znacznie większe wrażenie robi na mnie taki widok, ale równocześnie mi z tego powodu przykro, bo przecież Serbowie woleliby mieszkać w dużo nowszych lokalach.

Po opuszczeniu kompleksu nie byliśmy w zbyt dobrych nastrojach. To cały czas nie była "nasza" podróż. Nie chcieliśmy spędzić kilkunastu dni w aucie odwiedzając "największe atrakcje Bałkanów", natomiast zupełnie nie dotykając kultury, życia i jakiejś takiej prawdy...(dzięki Ci, Boże, choć za tego psa wczoraj. To było coś :D
Nim doszliśmy do auta, usłyszeliśmy bardzo głośną muzykę. Bregovic, jak nic! :) Idąc za dźwiękami, trafiliśmy pod kościół, w którym akurat odbywał się ślub.
Image
Goście weselni, wchodząc do kościoła, tańczyli w rytm muzyki granej przez orkiestrę. Prym wiódł ojciec panny młodej (najprawdopodobniej).

Image
Chwila przerwy dla orkiestry.

Image
Obsługa fotograficzna :)

Image
I, nieznany u nas zwyczaj, uhonorowania pary młodej.

Mimo wszystko, wiedzieliśmy, że tu na noc nie zostaniemy. Po raz kolejny zaczęliśmy wertować nerwowo przewodnik. Po paru minutach stresu - jest! Kolejne miejsce do odwiedzenia! Wierzyliśmy, że tym razem znacznie bardziej będzie odpowiadać naszym gustom - twierdza Golubac (cyt. "mała miejscowość", "brama do wąwozu Derdap" - to wszystko nastrajało nas bardzo pozytywnie. Dodatkowo po przeczytaniu cyt. "będąc w pobliżu warto odwiedzić Srebrne Jezero" uznaliśmy, że to jest to! Może po prostu brakuje nam kontaktu z przyrodą?) W każdym razie postanowiliśmy zaryzykować!

Image

Ruszamy zatem. Po drodze snuliśmy rozważania na temat noclegu - koniecznie będziemy spać nad Srebrny Jezerem, ach, jak cudownie będzie rano wstać i wyjść na brzeg, może obejrzymy zachód słońca?... :)
I oto, Panie i Panowie, przedstawiam ten cud dzikiej natury :
Image

Image
No to akurat jakby niezupełnie wina przewodnika, raczej naszych oczekiwań. Uczciwie przyznaję, że przy całostronicowym opisie urody jeziora, stało jak byk "kąpielisko jest wspaniałym miejscem odpoczynku i rekreacji" :D Powinno to dać nam coś do myślenia. Nie dało. Po prostu jakoś świadomie to zignorowaliśmy, mając w głowie obraz dzikiej przyrody :)

Image
Na pewno to miejsce jest wspaniałe dla ludzi, którzy takiego odpoczynku szukają. Dużo atrakcji dla dzieci, baseny, deptaki, kawiarenki, restauracyjki itp. Spać tu raczej nie będziemy:)

Image
Duży wybór dań obiadowych.

Image
Jak wiadomo, gdy Polak głodny, to zły. Zdecydowaliśmy się więc na gulasz (260 dinarów). Trochę poprawiło to nam humor, więc wyruszyliśmy na poszukiwanie twierdzy Golubac.

Image
Droga wokół jeziora była wyjątkowo malownicza.

Image

Image
I twierdza Golubac. Monumentalna, robiła wrażenie. Pewnie robiłaby jeszcze większe, gdyby nie była w remoncie, ale tu już zupełnie trudno doszukiwać się jakiejkolwiek winy przewodnika.

Image
Droga przechodziła bezpośrednio przez twierdzę, co czasem sprawiało pewne, hm...problemy :)

Drugi dzień wycieczki, drugi dzień czujemy niedosyt, a uczucie "nie do końca tego chcieliśmy" zrosło się z nami jak druga skóra. I dalej nie mamy gdzie spać. Co teraz? Jak na razie z usług przewodnika byliśmy, jakby to powiedzieć, nie do końca zadowoleni:) Wertując kolejne kartki, zupełnie bez przekonania, nagle nasz wzrok padł na notkę o autorach. I wtedy nadeszło olśnienie! Autorzy piszący przewodnik, na zdjęciach byli dość elegancko ubrani. Jeśli chodzi o zakres ich zainteresowań, niesamowicie rozmijał się z naszymi (w notkach było podane m.in. np. "przewodnik pisany w ogromnym mieszkaniu w centrum Prisztiny", "absolwent historii sztuki i studiów muzealniczych" itp.). Zrozumieliśmy wtedy coś bardzo ważnego. Przewodnik z pewnością jest dobrze napisany i bardzo kompetentny, ale przedstawia głównie miejsca, które nie do końca będą dla nas interesujące. I odwrotnie - te, które dla nas byłyby wybitne (ze względu na klimat, prawdziwość itp), nigdy by się w tym przewodniku nie znalazły! Po prostu, ten akurat przewodnik zupełnie nie jest dla nas! Po tych głębokich przemyśleniach, podjęliśmy wybitną wręcz w swojej błyskotliwości decyzję - skoro jest, jak jest, od tej pory będziemy zwiedzać głównie te miejsca, którym autorzy raczej nie poświęcili dużo uwagi :D To powinno nam dać większą gwarancję, że będziemy wreszcie zadowoleni :D
Zaczęliśmy więc wertować go ponownie, z dużo większym entuzjazmem. I znaleźliśmy coś, co wg naszej najnowszej skali ocen, wyglądało bardzo interesująco - Majdanpek (optymistycznie brzmiało to, że w przewodniku poświęcono mu tylko pół zdania i to jako dookreślenie miejsca wybitnej jaskini :D
Ruszyliśmy więc :)

Image

Nie chcieliśmy się tym razem za bardzo nakręcać, żeby nie przeżyć takiego rozczarowania, jak przy Srebrnym Jeziorze, ale zobaczcie sami - droga dojazdowa dużo obiecuje :)

C.D.N.@dmirstek , zapraszamy:) usiądź sobie na tylnym siedzeniu...hm...wygodnie :D Tylko proszę, przesuń moją torbę...i namiot...a, i nie będzie Ci przeszkadzać, jak lodówkę weźmiesz na kolana? :D

Pojechaliśmy więc dalej, mając nadzieję, że tym razem bardziej trafimy w nasze klimaty. Po pół godzinie byliśmy już pewni, że owszem, klimaty to są, jak najbardziej. Z tym, że jakoś dziwnie zaczęliśmy tęsknić za bardziej stonowanymi rozrywkami. Jakieś może muzeum, albo deptaczek? I w sumie to Srebrne Jezioro nie było przecież takie złe... :D Pokrótce - bardzo wąska droga pięła się coraz wyżej, dosyć ostre zakręty, gdzieniegdzie przepaści, na szczęście częściowo zasłonięte drzewami. W dodatku robiło się coraz ciemniej. I coś, co nas mocno zaskoczyło - jeden jedyny samochód, który spotkaliśmy na drodze, zjechał na pobocze (to oczywiście eufemizm :D po prostu trochę bardziej przytulił się do drzewa) i przepuścił nas przodem :/ Oho - pomyśleliśmy. - Nie jest dobrze, skoro mamy służyć jako przedni zwiad :D W końcu wjechaliśmy na szczyt góry i ujrzeliśmy niesamowity widok - pomiędzy lasami, w dolinie, rozlokowało się niewielkie miasteczko. Widok przepiękny (i ze względu na ulgę, że wreszcie skończy się droga przez mękę i z powodu walorów estetycznych - akurat w tym momencie zaczął się zachód słońca). Niestety, nie zdążyliśmy zrobić żadnego zdjęcia, bo droga schodziła w dół pod dosyć dużym kątem i zupełnie nie było się gdzie zatrzymać.
W końcu wjechaliśmy do Majdanpeku. Nie powiem, miejscowość robi duże wrażenie. Małe, robotnicze miasteczko, usytuowane w środku niczego i wyglądające na nieco opuszczone. Dodatkowo zaczynało się robić coraz ciemniej - a to trochę uwypuklało horrorowy charakter miasteczka.
Image

Zostawiliśmy auto na parkingu - jak się później okazało, policyjnym - i ruszyliśmy na poszukiwanie noclegu. Podczas drogi na miejsce, żeby odwrócić swoją uwagę od widoków za oknem (jak to jest możliwe?! Zawsze najgorsze przepaści są od strony pasażera!!! :D , przeglądałam przewodnik i dowiedziałam się, że w Majdanpeku jest tylko jedno miejsce noclegowe - hotel Golden Inn. Wprawdzie było tam też jeszcze napisane, że cyt. "pracownicy biura informacji turystycznej mogą pomóc w znalezieniu tańszego noclegu w kwaterze prywatnej", ale to chyba nie o tej porze :/ Na szczęście hotel Golden Inn był widoczny z daleka.

Image
I na szczęście w restauracji hotelowej było wi-fi. Jednak, po przepatrzeniu zasobów internetu, okazało się, że tym razem autorzy przewodnika mieli rację - z bólem serca musieliśmy wydać po 25 euro za nocleg (ze śniadaniem - innej opcji nie było) i staliśmy się dumnymi posiadaczami trzech kluczyków od pokoju. Zaraz...Dlaczego trzech? :/ Otóż, jak zaraz nas poinformowała pani, jeden jest od pokoju, drugi od wejścia do części hotelowej, a trzeci od bramy głównej. Bo oni wszyscy kończą pracę o 23.00 i idą do domu :D Ale o paszporty nie musimy się martwić (tak, tu podczas zameldowania musieliśmy zostawić paszporty), bo zamykają je na noc w kantorku, do którego klucze ma tylko ona :D I tak oto, za marne 50 euro, staliśmy się właścicielami hotelu (owszem, byliśmy jedynymi gośćmi). Wprawdzie tylko na jedną noc, ale za to porządnego, piętrowego i z dywanami na schodach :D


Dodaj Komentarz

Komentarze (32)

otakesan 27 listopada 2015 08:18 Odpowiedz
Fajna relacja "z jajem" ;-) . Czekam na kolejne czesci.Wysłane z mojego X2_Twin przy użyciu Tapatalka
correos 27 listopada 2015 08:28 Odpowiedz
:) pozdrawiam samochodowego "guźca"moj ulubiony wariant podrozowaniaz uwaga bede sledzil relacje
marcino123 27 listopada 2015 08:33 Odpowiedz
@pestycyda wierni fani tęsknili :)
popcarol 27 listopada 2015 14:52 Odpowiedz
Czekam na CD, super historia napisana "z jajem" :)
dmirstek 27 listopada 2015 15:09 Odpowiedz
Ohoho, @pestycyda - zapinam pasy i podróżuję z Wami w fotelu widza :)
vivere 27 listopada 2015 16:16 Odpowiedz
Dołączam do grona czekających na c.d. :)I kolejny raz chylę czoło przed lekkością pióra /czy tam klawiatury/ ;)
popcarol 30 listopada 2015 13:37 Odpowiedz
Superowo:) Może ten były właściciel apartamentu zapomniał go usunąć z booking.com???kiedy CD? Czekam na Albanię najbardziej ;) :)
yogibabu 30 listopada 2015 13:38 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja. Miło się czyta i czekam na więcej. Mnie podobny trip czeka w sierpniu 2016...
krystoferson112 30 listopada 2015 20:33 Odpowiedz
Napiszę krótko szacun za relację z serbskiej części. Byłem w tym roku w Serbii głównie Belgrad i Zrenjanin ale to co czytałem i obejrzałem na zdjęciach sprawia, że Serbia do powtórki. Takich Bałkanów szukałem. Świetnie, szkoda, że wyjeżdżacie już z Serbii do tego pseudopaństwa. ;)
vivere 30 listopada 2015 21:21 Odpowiedz
Kopalnie są super tylko mają jedną wadę - nijak się nie da pokazać tego na zdjęciach :(A Serbię wpisuję do "must see".
anulkax7 2 grudnia 2015 20:23 Odpowiedz
Pestycydo, jak zwykle wciągająca relacja! Czekam na dalszy ciąg :))
kamo375 17 grudnia 2015 22:13 Odpowiedz
Świetna relacja :)
maxima0909 18 grudnia 2015 13:49 Odpowiedz
pestycyda napisał:Kojarzycie scenę, która przewija się przez większość westernów? Obcy wchodzi do saloonu, czas jakby zwalnia, robi się cisza, a miejscowi twardziele powoli odwracają głowy w jego kierunku ze spojrzeniami niekoniecznie życzliwymi. No właśnie :D Więc tak to wyglądało :D umarłam :lol: relacja jest boska, uwielbiam styl w jakim piszesz :) we wrześniu planujemy zrobić Serbię, Albanię i Czarnogórę - mamy już wstępnie nakreślona pętle i punkty must see, choć pewne z nich a pokrywające się z waszą wyprawą miejsca uległy już wstępnej weryfikacji, także dzięki wielkie za pomoc :) Czy mogłabyś stworzyć mapkę jak wyglądała dokładnie Wasza trasa?
kaviorwiki 18 grudnia 2015 14:18 Odpowiedz
Szczerze zazdroszczę ...
bozenak 18 grudnia 2015 20:45 Odpowiedz
Pisz dziewczyno bo się doczekać nie mogę co dalej :D ;) . Dla Ciebie zarejestrowałąm się na f4f żeby móc Cię ponaglać 8-)
igore 19 grudnia 2015 19:53 Odpowiedz
Super relacja. Dwa lata temu "doświadczyłem" podobnej trasy przez Bałkany,ale po Twojej relacji uświadomiłem sobie,że trzeba będzie tam wrócić :) Szczególnie do Albanii.
klapio 19 grudnia 2015 21:14 Odpowiedz
Piękne miejsce te "Góry Przeklęte". No i fajny opis tej wieczornej biesiady, szkoda że zabrakło z niej zdjęć :-) Klimat takich miejsc trochę przypomina mi Gruzję, chyba można postawić tezę że im społeczeństwo danego kraju uboższe tym bardziej gościnne i otwarte na obcych :-)Jedynie nie do końca potrafię zgodzić się z tym zdaniem:pestycyda napisał:Tymczasem, ponieważ sam temat krwawej zemsty jest bardzo medialny, mówi się tylko o nim, zamiennie używając określenia "Kanun", w zupełnym oderwaniu od całości. Nie mówię, że popieram ten zwyczaj, bo nie, natomiast uważam, że można się o tym wypowiadać dopiero po pełnym zapoznaniu z całością, po przeanalizowaniu powodów i zrozumieniu warunków życia górali albańskich. Natomiast drażni mnie przedstawianie tematu bardzo płytko, tylko jako "sensację" i "barbarzyństwo".A sama przecież wcześniej zauważasz:pestycyda napisał:Czasem udaje się wynegocjować bezpieczne wychodzenie do szkoły dla dziecka.Dla mnie osobiście jest sensacją że w XXI wieku w bądź co bądź cywilizowanym europejskim kraju (od 2009 członek NATO) istnieją jeszcze takie zwyczaje wśród ludzi. I właśnie barbarzyństwem jest zabieranie dzieciom prawa do nauki i przerzucanie na nie odpowiedzialności za czyny krewnych, niezależnie od tego z jakich powodów członek rodziny popełnił daną zbrodnię. Taki sposób postrzegania i egzekwowania prawa kojarzy mi się z najgorszymi i najokrutniejszymi systemami prawnymi - takimi jak ZSRR z okresu stalinizmu.Czekam na dalsze części relacji :-P
pestycyda 20 grudnia 2015 02:12 Odpowiedz
@klapio, masz rację, dla mnie to też zupełnie nie jest ok. Drażni mnie jedynie fakt, że o prawie Kanun ludzie wypowiadają się wyłącznie w kontekście krwawej zemsty i tylko z nią utożsamiają te prawa. A tymczasem cały kodeks obejmuje wiele innych rzeczy, które są dużo bardziej "ludzkie" - m. in. prawo gościnności (a właściwie obowiązek). Dużo też tam jest powiedziane o honorze i o obowiązku wobec rodziny (a raczej powinności). Owszem, sam temat "zemsty" jest totalnie nie do zaakceptowania, tylko chciałabym, żeby osoby dyskutujące o tym, miały świadomość szerszego kontekstu - skąd to się wzięło i dlaczego. Media bardzo często wypaczają sens, szukając "taniej sensacji". A tymczasem, jest to dramat. Piętno czasów, kultury, warunków życia...Co do zdjęć z biesiady...Sam wiesz na pewno najlepiej, że w niektórych warunkach zupełnie nie ma głowy i warunków do fotografowania. Zepsułyby klimat i "prawdziwość" momentu...Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)
beata65 20 grudnia 2015 23:25 Odpowiedz
Co wieczór czekam na dalszą relację a dziś nic.... Herbata przy kompie, miała być miła godzinka na czytanie i planowanie własnego wyjazdu... Pestycydo, litości, nie każ mi dłużej czekać! Mam nadzieję, że zobaczę te wszystkie miejsca w realu. Dziękuję za umilenie mi grudniowych wieczorów 8-)
86184 28 grudnia 2015 18:46 Odpowiedz
Co to dużo gadać/ pisać - znowu zaserwowałaś nam świetną relację. Brawo! 7*PS Ta maska na twarz (batulla/ batoola) może nam się nie najlepiej kojarzyć, ale w państwach Zatoki jest to symbol wzbudzający szacunek i kojarzący się z osiągnięciem przez kobietę poważanej pozycji (najczęściej żony, ale nie tylko) w (bardzo) tradycyjnych rodzinach. Jak kiedyś czepiec w Polsce. A przy bliskowschodnim słońcu i piasku niesionym z wiatrem każdy centymetr kwadratowy osłoniętej skóry to plus. Wieść gminna niesie, że współczesne modele są leciutkie i mają czasem wyściółkę. I nosi je w dzisiejszych czasach już coraz mniej kobiet. ;-)
pestycyda 28 grudnia 2015 19:16 Odpowiedz
Dziękuję, @Kara, nie wiedziałam. Trochę mnie pocieszyłaś, zwłaszcza tą wyściółką. Jednak, mimo wszystko, to wyglądało dla mnie przerażająco:(
olajaw 28 grudnia 2015 19:36 Odpowiedz
@pestycyda dzięki za pokazanie całkiem sporego kawałka Europy :D i to naprawdę ładnego, wiedziałam, że Bałkany są ładne, ale nie, że aż tak (wstyd przyznać pewnie :P )ps. gdzie kolejna wyprawa? ależ jestem ciekawa :D
igore 29 grudnia 2015 00:01 Odpowiedz
@pestycyda "Szacun" za obszerność relacji i czas poświęcony na jej pisanie. Nad pakowaniem się musicie jeszcze trochę popracować [SMILING FACE WITH SMILING EYES] My w czwórkę na dwutygodniowy wyjazd w ten sam rejon, mieliśmy mniej bagaży. Bałkany są super [SMILING FACE WITH SMILING EYES]
pestycyda 29 grudnia 2015 12:20 Odpowiedz
@olajaw, skuś się i pojedź - nie będziesz żałować:) Co do wyjazdów, to właśnie Ty narobiłaś mi ogromnej ochoty na wulkany w Indonezji, zakochałam się. Niestety, to trochę później, bo bilety czekają od maja i za 18 dni będę w Etiopii! Strasznie się cieszę :) (przewodnik kupiony, autor sprawdzony na sto tysięcy sposobów i bardzo mi odpowiada :D@igore, na ogół jakoś lepiej mi idzie pakowanie :D Tu uległam wizji olbrzymiego bagażnika "tylko dla mnie" :D Ponad połowa tych rzeczy zupełnie nie była potrzebna.
metia 29 grudnia 2015 12:40 Odpowiedz
Bardzo lubię Twoje relacje, bo są takie prawdziwe. Żadnych wystudiowanych zdjęć, dużo pisania o jedzeniu i piciu (lubię to!) i jeszcze więcej kontaktu z lokalesami. I do tego ten pełny bagażnik - gdybym miała jechać gdziekolwiek autem, to tak by to właśnie wyglądało. Dlatego wolę jednak samolotem :lol:
olajaw 29 grudnia 2015 20:42 Odpowiedz
@pestycyda to mnie zaskoczyłaś tą Etiopią :D coś czuję, że "będzie się działo" :D to może być relacja roku :D :D Indonezję polecam baardzo, jest świetna! I cieszę się, że i ja kogoś zainspirowałam :)
gallileo 20 sierpnia 2017 14:50 Odpowiedz
Witam,we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?
aluis 20 października 2017 08:49 Odpowiedz
Czy tylko ja nie widzę już żadnych zdjęć? :(
cccc 20 października 2017 09:34 Odpowiedz
gallileo napisał:we wrześniu wybieramy się do Albanii i również raczej omijamy takie miejsca, które popularne przewodniki polecają jako największe atrakcje.Dlatego chciałbym się zapytać, jaki to przewodnik po Albanii używaliście?fly4free forum 8-)
pestycyda 20 października 2017 09:54 Odpowiedz
@aluis, niestety, to jest efekt współpracy (tfu, jakiej współpracy! Toż to orka na ugorze była! :D z photobucket. Powoli wgrywam zdjęcia do relacji jeszcze raz, ale naprawdę powoli :)@cccc, albo bierzemy zwykły przewodnik i robimy wszystko na odwrót :D to, co polecane omijamy, a jeździmy w miejsca, które w przewodniku są opisane jednym zdaniem w stylu : "nic tam nie ma", "mała wioseczka" itp, itd. A najlepiej, gdy przewodnik ich w ogóle nie wymienia :D
cccc 14 grudnia 2017 20:20 Odpowiedz
@pestycyda masz racje, ja od dluzszego czasu przestalem kupowac przewodniki. :) A czy moglbys uaktualnic zdjecia w relacji, gdyz u mnie nie pokazuje?
jar188 14 grudnia 2017 21:08 Odpowiedz
A ja kupuję cały czas przewodniki.Uwielbiam zbierać książkowe przewodniki :) taki rodzaj pamiątki z wyprawy :) Jak z wszystkiego i z tego trzeba umieć korzystać tak samo jak z forum f4f, jest tu sporo przydatnej wiedzy ale i nie mało subiektywnych opinii albo i wręcz złych opisów miejsc czy atrakcji.Wszytko trzeba się nauczyć selekcjonować pod siebie i swój gust.